Nadejście nowego roku zbiegło się w czasie z wygaśnięciem kontraktu Czesława Michniewicza, dotychczasowego trenera reprezentacji Polski. Zatem Cezary Kulesza znów staje przed zadaniem wyboru nowego selekcjonera. Kogo na tym stanowisku obecnie potrzebuje reprezentacja Polski?
Historyczny awans na mundial 2022 w haniebnym stylu
Czesław Michniewicz wypełnił wszystkie postawione przed nim zadania: awansował na mistrzostwa świata, utrzymał kadrę w dywizji A Ligi Narodów, po raz pierwszy od 36 lat wyszedł z grupy mistrzostw świata. Zatem, dlaczego pomimo realizacji celów nie utrzymał swojej posady? Powodów takiego stanu rzeczy jest kilka. Obejmują one zarówno aspekt sportowy, jak i pozasportowy. Skupiając się wyłącznie na aspektach piłkarskich, należy podkreślić, że graliśmy w archaicznym stylu. Nastawionym na przetrwanie, bez pomysłu na kreowanie akcji podbramkowych.
Dla zobrazowania tragicznego poziomu naszej gry wystarczy przypomnieć, że w fazie grupowej oddaliśmy cztery celne strzały, w tym jeden z rzutu karnego. Historyczny awans możliwy był głównie dzięki dużej dozie szczęścia oraz kapitalnej formie Wojciecha Szczęsnego. Kadrowicze dość jasno wyrażali swoje niezadowolenie z taktyki, jaką zaproponował trener Michniewicz. Dalszy ciąg zdarzeń był jedynie dopełnieniem przykrego obrazu polskiej piłki, który zupełnie nie pasuje do współczesnego świata.
Afera premiowa i fatalna komunikacja „gwoździem do trumny”
Gdyby o przyszłości Czesława Michniewicza miały decydować jedynie kwestie sportowe, to być może szykowałby się do eliminacji Euro 2024. Wszak mecz z Francją napawał optymizmem, co do zmiany stylu gry kadry. W końcu zaprezentowała się odważnie, z większą ilością podań i sytuacji podbramkowych. Po turnieju sam trener również deklarował, że jest gotów zmienić swoje podejście do taktyki, w końcu ma w zespole wykonawców, by znów grać ofensywnie. Dziś już nie dowiemy się, na ile była to szczera deklaracja, a na ile zimna kalkulacja obliczona na chęć zachowania posady. Już podczas mundialu było widać, że coś w tej grupie jest nie tak. Żaden szanujący się zawodowy sportowiec nie ma prawa powiedzieć przed meczem, że zakłada z góry, że będzie on
przegrany. A właśnie na taką niefortunną deklarację pozwolił sobie Wojciech Szczęsny w kontekście meczu z Argentyną. Późniejsza wygrana Arabii Saudyjskiej nadała tym słowom jeszcze gorszego wymiaru. Niestety nie spotkały się one wówczas ze sprzeciwem trenera, będącym chociażby próbą ratowania wizerunku. Michniewicz pouczał i obrażał się na dziennikarzy. W aspekcie komunikacyjnym robił wszystko to, czego selekcjoner robić nie powinien. Dzielenie publicznych pieniędzy na podstawie „rozmowy przy stoliku’ stanie się niechlubnym symbolem tej kadencji, która przecież sportowo była całkiem udana, biorąc pod uwagę realizację wyznaczonych celów.
Czas na nowe rozdanie w reprezentacji Polski
Prezes Kulesza już raz wybierał selekcjonera. Zafundował opinii publicznej kilkutygodniowy cyrk z wypuszczaniem kolejnych nazwisk, by ostatecznie postawić na człowieka, który z wielu względów na tak zaszczytną funkcję po prostu nie zasługiwał. Teraz znów będziemy się zastanawiać: Polak czy obcokrajowiec? Jednak czy paszport w ogóle powinien mieć w tej dyskusji znaczenie? Ważniejsza jest wizja, jaką dany kandydat ma do zaoferowania, ponieważ kadra jest poobijana jak nigdy. Potrzebuje trenera, który będzie w stanie zaproponować jej coś nowego. Sprawić, że w końcu będzie grała w sposób niebędący powodem do wstydu.
Mówiąc o nowym rozdaniu, nie można myśleć tylko o osobie selekcjonera. Wiadomo przecież, że liderzy poszczególnych formacji naszej kadry są dość zaawansowani wiekowo, dlatego trzeba szukać następców np. Glika, Krychowiaka, a nawet Lewandowskiego. Ich czas w kadrze powoli dobiega końca, więc jeśli władze polskiej piłki nie chcą obudzić się „z ręką w nocniku”, to natychmiast muszą zacząć działać. Wybrać trenera, który byłby w stanie taką zmianę pokoleniową przeprowadzić. W przeciwnym razie znów nas czeka taka posucha, jaką po wielu latach przerwała ekipa Engela, awansując na koreańsko-japoński mundial. Czas na przeprowadzenie zmiany pokoleniowej jest idealny, gdyż grupa eliminacyjna Euro 2024 nie jest zbyt wymagająca. Zatem przyszły trener będzie mógł sobie pozwolić na szukanie nowych rozwiązań, bez specjalnej obawy o wynik.
Postawmy na idee, potrzebny trener z rysem selekcjonerskim
Jedyną stałą rzeczą w polskiej piłce są zmiany. Może tym razem dla odmiany warto postawić na coś stałego. Dokonać przemyślanego wyboru, by np. po roku nie musieć się z niego w popłochu wycofywać. Do tego potrzebna jest dogłębna analiza i nakreślenie kierunku, w jakim kadra ma podążać. Mówienie, że praca trenera klubowego różni się od pracy reprezentacyjnej to truizm. Truizm, na którym nie jeden szkoleniowiec połamał sobie
nogi. Zatem czy na polskim rynku jest osoba, która taki rys selekcjonerski posiada? Jedyną wydaje się Adam Nawałka, ale on od kilku lat znajduje się na peryferiach footballu i trudno przypuszczać, że byłby w stanie wskrzesić w sobie dawny ogień. Zabrakło go już na mundialu w Rosji, o czym między wierszami wspomniał Tomasz Iwan na łamach programu Dwa fotele”, emitowanego na kanale „Meczyki.pl”. Czy postawienie na Marka Papszuna nie byłoby obarczone takim samym ryzykiem jak wybór Michniewicza? Przecież on też musiałby uczyć się roli selekcjonera. W dodatku nie ma żadnej gwarancji, że metody stosowane w Rakowie Częstochowa z powodzeniem udałoby się przenieść na grunt reprezentacji.
Podobnie ma się sprawa z Janem Urbanem, który oprócz bogatej kariery piłkarskiej i hiszpańskiej przeszłości nie zaprezentował nic, co mogłoby go do tak zaszczytnej roli premiować. Z tego powodu jedynym rozsądnym wyjściem jest postawienie na obcokrajowca. Portugalskie doświadczenia mogą napawać dużą dozą ostrożności, ale przecież nie możemy zakładać, że każdy zagraniczny trener zachowa się w tak haniebny sposób. Potrzebna jest osoba o mocnym charakterze, która z miejsca będzie umiała ułożyć sobie relacje z piłkarzami, z zachowaniem rozdziału kompetencji.
Mówił o tym ostatnio w dość mocnych słowach trener Antoni Piechniczek. Zatem nie może być to trener, który będzie się uczył swojej roli, tylko z marszu wejdzie do polskiej szatni i nakreśli swoją wizję. Zarówno Roberto Martínez, Hervé Renard, jak i Vladimir Petković pasują do tego opisu. Gdy trenerem reprezentacji zostawał Leo Beenhakker, Michał Listkiewicz miał odwagę postawić na nieoczywistego kandydata, co zaowocowało historycznym awansem na Euro 2008 z grupą przeciętnych piłkarzy. Niech Cezary Kulesza ma w sobie również tyle odwagi i wybierze właściwego kandydata, bo w przeciwnym razie za jakiś czas wrócimy do punktu wyjścia i będziemy się zastanawiać, dlaczego znów szukamy selekcjonera. Tylko wtedy kadra z Lewandowskim, Glikiem i Krychowiakiem w składzie, będzie już miłym wspomnieniem.