Zakończył się pełen zwrotów akcji seans pt. „kto trenerem reprezentacji Polski”. Wybór padł na Czesława Michniewicza, który podpisał umowę do końca 2022 roku z opcją przedłużenia. Jak przystało na Cezarego Kuleszę, jest to nieoczywista decyzja.
Sytuacja bez precedensu
Po tym, jak Paulo Sousa zrezygnował z funkcji trenera Reprezentacji Polski, by przenieść się do Brazylii, nasza kadra została osierocona tuż przed barażami do mistrzostw świata. Już 24 marca czekał nas mecz z Rosją. Cezary Kulesza został wybrany na stanowisko prezesa PZPN 18 sierpnia 2021 roku, nie spodziewał się, że już w grudniu przyjdzie mu szukać nowego selekcjonera. Sytuacja z Portugalczykiem została rozstrzygnięta po myśli związku i rozpoczął się proces wyboru jego następcy.
Długa lista kandydatów i liczne zwroty akcji
Przez blisko miesiąc media przerzucały, wymieniając kolejne nazwiska potencjalnych kandydatów. Na giełdzie pojawiały się takie postacie jak: Cannavaro, Pirlo, Prandelli i Szewczenko. W pewnym momencie wydawało się, że kadrę obejmie ten ostatni, ale na przeszkodzie stanęły przedłużające się negocjacje w sprawie rozwiązania kontraktu z Genoą. Problem w tym, że w grę wchodziły ogromne pieniądze, bo umowa Ukraińca została podpisana do czerwca 2024 i opiewała na kwotę 6 milionów euro. Szewczenko chciał wypłaty całej kwoty, a włosi wolą płacić co miesiąc i czekać aż otrzyma inną ciekawą ofertę i sam poprosi rozwiązanie kontraktu. Propozycja z Polski nie była na tyle atrakcyjna i temat upadł. Dla Kuleszy „Szewa” to wymarzony kandydat, bo prezes biegle włada językiem rosyjskim i nie potrzebowałby pośredników w komunikacji, jak w przypadku poprzedniego trenera. W dodatku zatrudniłby człowieka z nazwiskiem. Gdy kluczowa kandydatura zagraniczna nie wypaliła, trzeba było wrócić do forsowanej od początku opcji krajowej. Ze względu na krótki czas, jaki pozostał do baraży naturalnym rozwiązaniem wydawał się być Adam Nawałka. Człowiek z doświadczeniem selekcjonerskim, autor największych sukcesów reprezentacji w 21. wieku, a co najważniejsze, osoba mająca poparcie najważniejszych piłkarzy kadry.
28 Stycznia „Przegląd Sportowy” poinformował, że strony są już dogadane i będziemy świadkami wielkiego powrotu. Nic takiego nie miało miejsca, bo rzekomo Nawałka miał chcieć renegocjować warunki kontraktu tuż przed jego podpisanie. Szkoleniowiec W rozmowie Tomaszem Włodarczykiem z serwisu Meczyki wyjaśnił, że kwest sporną pozostawała długość, a nie wysokość kontraktu powiedział, że do prezesa nie ma żalu, a kadrze życzy wszystkiego najlepszego. Choć zachował się z klasą, to może czuć się oszukany, bo jeszcze w miniony czwartek wszystko było dogadane.
W poszukiwaniu autorskiej koncepcji, czyli Kulesza lubi zaskoczyć
Gdy prześledzimy trenerskie wybory Cezarego Kuleszy za czasów prezesury Jagiellonii Białystok, to dojdziemy do wniosku, że często były one nieoczywiste. Próbka dość spora, bo Kulesza swoją funkcję pełnił przez 11 lat i w tym czasie dokonywał sporo roszad. Postawił, chociażby na niedoświadczonego w zawodzie Tomasza Hajto czy Ireneusza Mamrota, który wówczas był szkoleniowcem pierwszoligowego Chrobrego Głogów. Ten odwdzięczył mu się drugim miejscem w lidze. Co ciekawe, na liście osób zatrudnionych przez Kuleszę widnieje również Czesław Michniewicz, który pracował w Białymstoku przez 153 dni w okresie od lipca do grudnia 2011 roku. Podobno obaj panowie rozstali się ze sobą w niezbyt dobrej atmosferze. Nie przeszkodziło to jednak Kuleszy, by dać Michniewiczowi drugą szansę, tym razem na stanowisku najważniejszego trenera w Polsce. Jeśli, mielibyśmy się odnieść do poszukiwań autorskiej koncepcji, to właśnie w tym należy upatrywać przyczyn braku wyboru Nawałki. Był to trener jednoznacznie kojarzony ze Zbigniewem Bońkiem, a nowy sternik PZPN chciał wybrać „swojego” szkoleniowca i po raz kolejny poszedł w nieoczywistą stronę.
Od bohatera do zera
Gdy Wiosną ubiegłego roku Michniewicz na trzy kolejki przed końcem sezonu zapewnił sobie i Legii kolejne mistrzostwo, chciał szykować się na podbój europy. Jednak do tego, jak zawsze w przypadku polskich drużyn, potrzebne są transfery. Zamiast transferów były odejścia. Michniewicz nie dostał tego, co chciał i zaczął o tym otwarcie mówić w mediach. Prezes kazał mu się zająć swoją robotą, zrobił się zgrzyt. Wobec konfliktu z dyrektorem sportowym, Radosławem Kucharskim, kolejne ruchy transferowe odbywały się bez wiedzy trenera. Na jaw zaczęły wychodzić kolejne afery, a słabej gry w lidze nie były w stanie przykryć, nawet początkowe sukcesy w Lidze Europy. Przed meczem z Piastem trener postanowił wstrząsnąć zespołem i odsuną kilku graczy od zespołu, zarzucając im brak lojalności. Wobec porażki z Piastem (1:4) tamten manewr przypłacił utratą stanowiska, zostawiając drużynę na 15. miejscu w ligowej tabeli. Jak się później okazało, zmiana trenera na niewiele się zdała. Prezes Mioduski całą winę zrzucił na Michniewicza.
Za Michniewiczem optował… Mioduski
Wobec opisywanych powyżej faktów pewnym paradoksem wydaje się być sytuacja, w której orędownikiem zatrudnienia Michniewicza w kadrze miał być właśnie prezes Legii. Podobno to on namawiał Kuleszę na tę kandydaturę. Zrobił to bynajmniej nie z miłości do byłego pracownika, a z osobistego interesu. Angaż w PZPN spowodował, że nie musi mu płacić pensji z tytułu obwiązującej umowy…
Dlaczego akurat Michniewicz?
Prezes Kulesza, argumentując swoją decyzję, przekonywał, że biorąc pod uwagę specyfikę baraży, Michniewicz jest idealnym wyborem. Przypomniano jego wygraną nad Spartakiem Moskwa czy zwycięskie baraże z Portugalią o wejście do młodzieżowych mistrzostw Europy. Nowy trener naszej kadry uznawany jest za specjalistę od przygotowania się pod konkretnego rywala. Ogromne znaczenie przy jego angażu miała znajomość rynku rosyjskiego, czyli naszego najbliższego rywala. Generalnie premierową konferencję w roli selekcjonera, próbowano sprzedać pod hasłem: „operacja Rosja”, choć dziennikarze nie zapomnieli również o innych wątkach…
„711 zgłoś się”
Liczba 711 może być niechlubnym symbolem kadencji Czesława Michniewicza. Tyle bowiem połączeń wykonał na przestrzeni dwóch lat i 4 miesięcy do „Fryzjera”, ojca piłkarskiej mafii, która uczestniczyła w procesie ustawiania meczów. Trener naszej kadry, nigdy nie wytłumaczył, dlaczego tak często kontaktował się z „Fryzjerem”. Na pytanie o tę sprawę zareagował dość gwałtownie, grążąc dziennikarzowi konsekwencjami prawnymi. Utrzymywał, że nigdy w tej sprawie nie postawiono mu zarzutów i nie ma formalnych przeszkód do objęcia posady selekcjonera. Być może tak, ale pozostają kwestie etyczne, które zawsze będą budzić wątpliwości. Odpowiedzialność Michniewicza to jedno, ale przecież ktoś pomimo tych zastrzeżeń mianował go na tak zaszczytne stanowisko…
Michniewicz niewiele ryzykuje, Kulesza bardzo dużo
Wbrew temu, co powiedział dziś Czesław Michniewicz, ewentualna porażka w barażach nie będzie w pełni obciążała jego konta. Zawsze może się wybronić (był bramkarzem, więc wie, jak to się robi), mówiąc, że podjął się trudnego zadania w niespotykanych dotąd okolicznościach, że czasu było mało, itd. W przypadku wygranej zyskuje wiele, na czele z udziałem w wielkim turnieju. Natomiast w przypadku niepowodzenia głównym winowajcą będzie Kulesza, bo to on dokonał autorskiego i nieoczywistego wyboru. Obronić go mogą tylko wyniki. Idąc dalej, można powiedzieć, że ocena kadencji obecnego prezesa może się dokonać poprzez skutki decyzji z 31 stycznia 2022 roku.
A gdzie w tym wszystkim kadra?
Oby w tej całej dyskusji o ambicjach poszczególnych ludzi nie umknęło nam to, co w tym wyborze jest najważniejsze, czyli reprezentacja Polski. Brak awansu na mundial, będzie katastrofą, bo jest to ostatnia szansa, by Robert Lewandowski zaprezentował się na tak wielkim turnieju. Dlatego w interesie nas wszystkich jest to, żeby Michniewiczowi się udało, bo w przeciwnym razie największym przegranym tych zawirowań będzie drużyna nas wszystkich, czyli reprezentacja Polski…
Przygotował: Oskar Struk.