Kilka dni temu pojawiła się w mediach informacja, że Łukasz Piszczek nie znajdzie się w sztabie Fernando Santosa. Jak się okazało, sam zainteresowany odrzucił propozycję podjęcia nowej pracy. Całą sytuację skomentował w rozmowie z TVPSPORT.PL Marek Koźmiński.
45-krotny reprezentant Polski uderza w Łukasza Piszczka
Wraz z ogłoszeniem, że Fernando Santos został selekcjonerem reprezentacji Polski pojawiły się doniesienia, że w jego sztabie znajdzie się dwóch Polaków, padły nawet konkretne nazwiska. Jednym z asystentow miał zostać Łukasz Piszczek. Ostatecznie były zawodnik Borussi Dortmund nie będzie współpracował z kadrą narodową, jak się okazało, sam zainteresowany zrezygnował.
Oburzenia w tej sprawie nie ukrywa Marek Koźmiński, według którego Piszczek zachowuje się jak dziecko z piaskownicy.
Trochę w taki sposób odbieram jego zachowanie, bo można je porównać do dziecka, które bierze sobie zabawkę i bawi się nią kiedy ma na to ochotę. Łukasz dostał – nawet jeszcze nie na starcie swojej przygody trenerskiej – okazję życia. Pamiętajmy, że jeszcze nie jest trenerem, ponieważ wciąż czeka, żeby zaliczyć kurs. Jego decyzja jest dużą stratą dla obu stron. Świadczy ona o pewnej niedojrzałości zawodowej. Piszczek mówi, że ma czas i nie wiadomo co jeszcze, chociaż ma już prawie 40 lat. Szkoda, że nie zdecydował się na pracę z drużyną narodową, ale jego postawa jest szalenie niepoważna – stwierdził 52-latek na łamach TVPSPORT.PL.
Koźmiński został również zapytany o to, czy żałuje nieobecności Piszczka w sztabie Santosa.
Tak, ubolewam nad tym, ponieważ Łukasz ma ogromne predyspozycje, żeby być dobrym trenerem. Nie zmienia to jednak faktu, że jestem rozczarowany jego postępowaniem. Zastanawiał się przez dłuższy czas, choć tak naprawdę już rok temu mówiło się, że może pracować przy Czesławie Michniewiczu. Z Piszczkiem w kadrze zrobiła się już telenowela brazylijska. Wszyscy go proszą, żeby w niej pracował. Tak było rok temu i teraz znowu, a on ciągle nie wie, co ma zrobić. W rezultacie odrzuca zaloty PZPN-u. Dość już tego proszenia, bo ile można – odparł.
Trochę wpycha się go tam na siłę. Dostał najlepszą z możliwych okazji, żeby nauczyć się tego zawodu, ale on zwyczajnie nie chciał z tego skorzystać. Nie chciał przy Michniewiczu, a jeszcze wcześniej mógł dołączyć do sztabu za kadencji Jerzego Brzęczka, ale później pojawił się Sousa i ten pomysł upadł. Jego nazwisko już kilkukrotnie, od kilku lat, przewija się w kontekście pracy z reprezentacją, ale sam zainteresowany tego najwyraźniej nie chce. Nie wiem, dlaczego tak się dzieje. Może po prostu ma inny pomysł na siebie. Zatem niech już przestaną go prosić. Ja nie rozumiem jego decyzji, bo skoro chce być trenerem, to powinien być zachwycony możliwością zbierania doświadczenia przy kimś takim jak trener Santos – dodał.