Zapraszamy do przeczytania wywiadu z Kajetanem Dettlaffem, zawodnikiem SMS PZKOSZ Władysławowo. Mówił m.in.: o swoich początkach związanych z koszykówką, ogromnej roli rodziców czy sportowym idolu.
Oskar Struk: Jak zaczęła się Twoja przygoda z koszykówką?
Kajetan Dettlaff: zaczęła się od tego, że po pandemii chciałem się poruszać i zacząłem chodzić na boisko. Dodatkowo mój starszy brat Kacper założył z kolegami zespółYachters, grający w Amatorskiej Trójmiejskie Lidze Koszykówki, więc też sobie z nimi grałem. Z racji tego, że mój tata w przeszłości też grał w kosza, to mnie do tego zachęcił.
Jak duży wpływ na Twój rozwój ma zaangażowanie rodziców?
Rodzice od zawsze chcieli, żebyśmy mieli ogólny kontakt ze sportem, nie tylko z koszykówką. Tata cały czas pilnuje, żebym się właściwie rozwijał. Nawet jak byłem już związany z klubem, to cały czas wyszukiwał jakieś ćwiczenia i służył mi dobrą radą w kwestiach warsztatowych. Mama z kolei dba o to, żeby niczego mi nie zabrakło. Woziła mnie na treningi, dba o moje właściwe przygotowanie mentalne. Jest dla mnie ogromnym wsparciem. To ona namówiła mnie, żebym spróbował swoich sił w klubie.
Klubowe granie zaczynałeś w UKS Basket-Ósemka Wejherowo. Jak wspominasz swoje początki na bardziej profesjonalnym poziomie?
Moim pierwszym trenerem w Ósemce Wejherowo był Kordian Zabrocki. Wspomnieć należy również trenera Tomasza Chwiałkowskiego z UKS 7 Trefl Sopot. Przed pierwszym treningiem w klubie bardzo się stresowałem, bo miałem świadomość, że to poważna sprawa. Koledzy mnie dobrze przyjęli. Na początku odstawałem poziomem, ale z biegiem czasu nadrobiłem zaległości. Myślę, że od tego czasu zrobiłem duży progres. Najważniejsze jest zaangażowanie i utrzymanie jakości treningu.
Twoja dobra gra zaowocowała powołaniem do kadry Polski U14. Jakie emocje Ci wtedy towarzyszyły?
Byłem bardzo zadowolony i zaskoczony jednocześnie. O powołaniu mogła zadecydować moja dobra gra na turnieju w Radomiu, który był chwilę przed decyzją trenera. Są to nieoficjalne mistrzostwa Polski. Zagrałem tam na tyle dobrze, że zostałem dostrzeżony. Istotnym elementem mogły być również moje dobre warunki fizycznie.
W jakich okolicznościach trafiłeś do Szkoły Mistrzostwa Sportowego?
To jest długa droga. Jestem z okolic Władysławowa, więc wiedziałem, że jest taka szkoła. Zgłosiłem się do trenera Mariusza Niedbalskiego. Trener chciał mnie sprawdzić i zaprosił na kilka treningów. Był zdumiony, że pomimo krótkiego stażu gry w koszykówkę byłem w stanie wytrzymać ich intensywność. Uznał też, że mam braki techniczne, które można wypracować, więc w zeszłym roku regularnie przychodziłem na treningi. Na koniec roku były nabory do szkoły i zostałem oficjalnie przyjęty.
Jak radzisz sobie z codzienną rutyną w szkole, gdzie wasze życie ogranicza się właściwie do gry w koszykówkę i nauki?
Pierwsze tygodnie były najtrudniejsze. Musiałem przejść z trybu domowego na reżim treningowy. Najtrudniejsza jest rutyna, bo każdego dnia praktycznie robimy to samo. Nasze życie opiera się głównie na treningach i szkole. Myślę, że to jest kwestia przyzwyczajenia. Po tych pierwszych tygodniach każdy wie, po co tu jest.
Jak zmieniło się Twoje rozumienie koszykówki po dołączeniu do szkoły?
Zmieniło się moje podejście do treningu. Zauważyłem, jak ważna jest jakość wykonywanych elementów, skupienie na zadaniu oraz systematyczność. Myślę, że Mariusz Niedbalski jest bardzo dobrym trenerem, jednym z najlepszych w Polsce od pracy z młodzieżą. Dużo daje nam wiedza, którą przekazuje. Należy również docenić trenera Michała Mroza, który zajmuje się mną na co dzień.
Jak na Twoją wyobraźnie działa lista absolwentów szkoły, którzy aktualnie odgrywają ważne role w reprezentacyjnej i ligowej koszykówce?
To działa na moją wyobraźnię. Najważniejsza jednak jest ciężka praca i skupienie, bo to skutkuje możliwością gry na wysokim poziomie. Zdecydowanie, liczba wychowanków, którzy grają na wysokim poziomie, jest dla mnie impulsem do jeszcze bardziej wytężonej pracy.
Kto jest Twoim sportowym idolem?
Moim sportowym idolem jest zawodnik NBA, Giannis Antetokounmpo, bo jest bardzo sprawny i świetnie przygotowany motorycznie. Chciałbym, żeby tak wyglądała moja gra. Na krajowym podwórku inspiruje mnie gracz Trefla Sopot, Michał Kolenda. Może grać na kilku pozycjach i bardzo dobrze broni. Najważniejsze, że jest bardzo zaangażowany w to, co robi.
Do którego klubu chciałbyś trafić w przyszłości?
Na razie trudno mi myśleć o jednym klubie, ale jako kibic Trefla Sopot, najbardziej chciałbym tam trafić. Każdy klub na poziomie zawodowym byłby dla mnie czymś wielkim.
Skąd czerpiesz tyle pozytywnej energii do działania?
Motywuje mnie miłość do tego sportu, ale również to, w jaki sposób wychowali mnie rodzice, którzy wpajali mi to, że sport jest pewną wartością. Motywuje mnie również cel, jaki sobie postawiłem…
Jaki to cel?
Moim celem jest gra na jak najwyższym poziomie koszykarskim, czyli zostanie zawodowcem. Każdy mierzy wysoko. Ja chciałbym grać w przyszłości w Eurolidze.
Czy oglądasz mecze, żeby zobaczyć, jak określone sytuacje boiskowe rozwiązują zawodnicy grający na Twojej pozycji?
Koszykówka stała się moim życiem nie tylko w aspekcie samego treningu. Oglądam wiele meczów i staram się wyciągać wnioski z różnych zachowań. Np. Olek Balcerowski pokazuje, jak ważna w tym sporcie jest pewność siebie, którą zyskał podczas ostatnich mistrzostw Europy. Imponuje mi również spryt Olka Dziewy, który pomimo niewielkiego, jak na centra wzrostu, świetnie radzi sobie w strefie podkoszowej. Trenerzy powtarzają nam, że powinniśmy oglądać mecze, żeby wiedzieć z kim rozmawiamy, jeśli jakiś trener z PLK będzie chciał nas zatrudnić (śmiech).
Co byś powiedział swojemu rówieśnikowi z małej miejscowości, który chciałby rozpocząć przygodę z koszykówką, ale się boi?
Żeby nigdy się nie poddawał. Aktywnie uczestniczył w zajęciach wychowania fizycznego i szukał klubu, który pozwoli mu się rozwijać. Najważniejsza jest jednak wiara we własne umiejętności.
Na zakończenie: Czego można Ci życzyć?
Zdrowia, rozwoju koszykarskiego i drogi do Euroligi.
W Cetniewie rozmawiał: Oskar Struk.