Kolejny raz jesteśmy świadkami spektakularnej kompromitacji polskiego sportu na arenie międzynarodowej. Utrata organizacji Pucharu Świata w łyżwiarstwie szybkim przez opóźnienia budowy obiektu w Zakopanem to nie tylko porażka logistyczna – to symbol głębszej choroby polskiego systemu zarządzania sportem. Obietnice bez pokrycia, terminy traktowane jak sugestie, a prestiż kraju sprzedany za grosz niefachowości.

Zakopiańska utopia na lodzie
Kiedy kilka lat temu ogłaszano budowę nowoczesnego toru łyżwiarskiego w Zakopanem, wszyscy mówili o „rewolucji w polskim sporcie zimowym”. Miało być pięknie, nowocześnie, na światowym poziomie. Politycy pozowali do zdjęć z łopatami w dłoniach, a urzędnicy rozdawali wywiady o tym, jak Polska stanie się potęgą łyżwiarską.
Tymczasem rzeczywistość, jak to zwykle bywa w naszym kraju, okazała się brutalna. Opóźnienia, przekroczenia budżetu, problemy z wykonawcami – standardowy polski serial, który tym razem rozgrywa się na oczach całego świata. Międzynarodowa Unia Łyżwiarska musiała odebrać Polsce prawo organizacji zawodów, bo zwyczajnie nie było gdzie ich przeprowadzić.
To nie pierwszy i zapewne nie ostatni przypadek, gdy nasze wielkie sportowe ambicje rozbijają się o prozaiczną rzeczywistość. Pamiętamy przecież inne „spektakularne sukcesy” polskiej infrastruktury sportowej – od problemów z Euro 2012, przez niedokończone obiekty olimpijskie, po stadiony budowane latami.
Ministerstwo obietnic bez pokrycia
Najsmutniejsze w całej tej historii jest to, że odpowiedzialni za tę wpadkę urzędnicy prawdopodobnie nie poniosą żadnych konsekwencji. Ministerstwo Sportu i Turystyki, które miało nadzorować całą inwestycję, ograniczy się zapewne do wydania standardowego komunikatu o „nieprzewidzianych trudnościach technicznych” i „kontynuowaniu prac zgodnie z planem”.
A jakie są realne skutki tej kompromitacji? Po pierwsze, Polska traci wiarygodność jako organizator międzynarodowych imprez sportowych. Kiedy w przyszłości będziemy ubiegać się o organizację kolejnych mistrzostw czy pucharów świata, nasi konkurenci będą mogli spokojnie wskazać na zakopiańską wpadkę jako dowód na to, że Polakom nie można zaufać.
Po drugie, łyżwiarze szybcy tracą szansę na występy przed własną publicznością. Dla sportowców takich jak Natalia Czerwonka czy Marek Kania to oznacza utratę ogromnej motywacji do treningów. Kiedy wiesz, że przez czyjąś niekompetencję nie będziesz mógł pokazać się przed swoimi kibicami, trudno zachować entuzjazm.
Sport to nie zabawka dla polityków
Problem polskiego sportu leży głębiej niż tylko w zakopiańskim torze. To efekt traktowania sportu jako dodatku do polityki, a nie jako poważnej dziedziny gospodarki i kultury. Kolejne ekipy rządzące traktują sportowe inwestycje jak elementy przedwyborczych obietnic, nie zastanawiając się nad długofalowymi konsekwencjami.
„To nie jest pierwszy przypadek, gdy polskie władze obiecują złote góry w sporcie, a potem nie są w stanie zrealizować nawet podstawowych założeń. Zakopiańska wpadka to kolejny dowód na to, że potrzebujemy systemowej reformy zarządzania sportem w Polsce” – Karol Miszta, ekspert Sport1.pl.
Czy ktoś w ogóle policzy, ile kosztowała nas ta kompromitacja? Nie chodzi tylko o stracone pieniądze na budowę, ale o utracony prestiż, stracone możliwości rozwoju sportu, stracone szanse dla polskich sportowców. To są koszty, których nie da się przeliczyć na złotówki, ale które będziemy odczuwać przez lata.
Alternatywa? Szukajmy inspiracji gdzie indziej
Podczas gdy Polska miesza w budowlanych problemach, inne kraje pokazują, jak należy organizować wielkie imprezy sportowe. Holandia, Norwegia czy Niemcy – to państwa, które potrafią nie tylko zorganizować zawody na najwyższym poziomie, ale także zbudować obiekty, które służą sportowcom przez dziesięciolecia.
Co więcej, te kraje traktują sport jako inwestycję w przyszłość, a nie jako jednorazową imprezę. Budują nie tylko hale czy stadiony, ale całe systemy szkolenia młodzieży, wsparcia dla trenerów, promocji dyscyplin. My tymczasem skupiamy się na pokazowych inwestycjach, które często kończą się spektakularną klapą.
Może najwyższy czas, żeby polscy urzędnicy pojechali na jakieś szkolenie do Amsterdamu czy Oslo? Może nauczyliby się tam, że sport to nie miejsce na eksperymenty i polityczne gierki, ale poważna dziedzina wymagająca profesjonalnego podejścia.
Epilog na lodzie
Zakopiańska kompromitacja to kolejny gwóźdź do trumny polskich sportowych ambicji. Nie chodzi już tylko o jeden nieudany tor łyżwiarski, ale o całościowy obraz kraju, który nie potrafi dotrzymać słowa. W sporcie, jak w życiu, wiarygodność buduje się latami, a traci w kilka miesięcy.
Może właśnie ta wpadka stanie się momentem przełomowym? Może wreszcie ktoś w polskich strukturach sportowych zrozumie, że obietnice trzeba realizować, terminy dotrzymywać, a sportowców traktować poważnie? A może, jak to zwykle bywa, za kilka miesięcy usłyszymy o kolejnej „rewolucyjnej” inwestycji, która znów skończy się międzynarodową kompromitacją.
Jedno jest pewne – polski sport zasługuje na więcej niż kolejne obietnice bez pokrycia.
