Legia Warszawa przegrała na inaugurację fazy ligowej Ligi Konferencji z tureckim Samsunsporem 0:1. Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem sędziego eksperci najwięcej miejsca poświęcali szokującym decyzjom trenera Edwarda Iordanescu, który na to spotkanie wymienił aż dziesięciu zawodników. Po meczu rumuński szkoleniowiec tłumaczył swoją decyzję.

Zaskakująca decyzja trenera Legii
Wyjściowa jedenastka Legii na czwartkowe starcie z Samsunsporem była więcej niż tylko niespodzianką. Brak kluczowych postaci, które w ostatnich tygodniach stanowiły o sile zespołu, był świadomym i – jak się okazało – bardzo ryzykownym wyborem. Trener Iordanescu postawił wszystko na jedną kartę, chcąc dać odpocząć swoim liderom przed zbliżającym się maratonem ligowym. Niestety, plan się nie powiódł, a jedyny gol pogrążył warszawski zespół.
Po ostatnim gwizdku trener Legii stanął przed dziennikarzami, by wytłumaczyć się ze swoich decyzji. Jak sam przyznał, wynik jest daleki od tego, na co jego zdaniem zasłużył zespół.
Statystyki za legią, ale gole – nie
„Uważam, że zasłużyliśmy dziś na znacznie więcej, patrząc na to, jak graliśmy. Dokonaliśmy dziesięciu zmian, ale zespół kontrolował grę przez 90 minut, z wyjątkiem jednego nieporozumienia w pierwszej połowie, po którym straciliśmy gola oraz jednej dodatkowej szansy w drugiej połowie” – rozpoczął Iordanescu.
Szkoleniowiec podkreślał, że mimo głębokich rotacji, jego drużyna nie straciła swojego stylu i dominowała na boisku. Statystyki zdawały się to potwierdzać, ale w futbolu liczą się gole, a tych Legii zabrakło.
„Kontrolowaliśmy mecz, mieliśmy 64% posiadania piłki. Mieliśmy pełną kontrolę. Stworzyliśmy szanse, trafiliśmy w słupek. Strzeliliśmy jednego gola, który został nieuznany. Muszę być jednak szczery – moi piłkarze wyszli na boisko z właściwą mentalnością, dali z siebie wszystko, walczyli, biegali, kreowali sytuacje. I chociaż dokonaliśmy wiele zmian – a wiedziałem, że kiedy dokonuję zmian, podejmuję ryzyko – styl zespołu się nie zmienił” – bronił postawy swoich podopiecznych.
Priorytety i maraton grania
Kluczem do zrozumienia decyzji Iordanescu jest, jak sam tłumaczy, niezwykle napięty kalendarz. Legia weszła w okres, w którym gra co trzy dni, a łączenie walki na arenie krajowej z europejskimi pucharami wymaga żelaznego zdrowia i szerokiej kadry.
„Od meczu z Rakowem, kończąc na spotkaniu z Górnikiem, rozegramy pięć meczów w piętnaście dni. W ostatnich ośmiu dniach rozegraliśmy trzy mecze” – wyliczał trener, dodając, że sztab medyczny ostrzegał go przed ryzykiem kontuzji. „Nikt mnie nie przekona, że grając tym samym zespołem cały czas, mielibyśmy tę samą energię i tyle dobrych momentów. Gdybyśmy tak zrobili, ryzykowalibyśmy zdrowie zawodników.”
Rumun wielokrotnie powtarzał, że bierze na siebie całą odpowiedzialność, ale jego praca to myślenie długofalowe, a nie tylko o jednym, najbliższym spotkaniu. „Muszę ustalać priorytety. Biorę 100% odpowiedzialności za decyzje. Musimy jednak myśleć nie tylko o chwili obecnej, ale także o przyszłości” – stanowczo zadeklarował.
Liczy się walka o mistrzostwo Polski
Celem nadrzędnym rotacji było więc posiadanie świeżych, wypoczętych zawodników na kluczowe starcie ligowe z Górnikiem. Wygrana w tym meczu ma pozwolić Legii utrzymać się w czołówce tabeli i zmazać plamę po europejskiej porażce.
„Teraz w walce o mistrzostwo będziemy mieli kilku świeżych piłkarzy, którzy wejdą w meczu z Górnikiem. Potem czeka nas przerwa na kadrę” – zapowiedział szkoleniowiec, sugerując, że prawdziwe oblicze Legii zobaczymy w najbliższy weekend.
Mimo przegranej, Iordanescu dostrzega też pozytywy. Jest przekonany, że Legia, niezależnie od personaliów, zaczyna grać w określony, powtarzalny sposób.
„Jestem zadowolony z tego, że mimo dokonania tylu zmian, zachowaliśmy nasz styl gry – podania, kreowanie szans, typologia. Legia do meczów przystępuje z osobowością. Zaczynamy budować konkretną typologię. Tak było też dzisiaj na przeciwko naprawdę dobrej drużyny.” – zakończył.


