Właściciele domu przy ul. Szpitalnej w Łodzi doświadczyli brutalnego aktu wandalizmu ze strony kibiców Widzewa. Wszystko dlatego, że ośmielili się zamalować graffiti na własnej posesji. Kibole nie tylko pozostawili obraźliwy napis, ale oblali cały dom olejem silnikowym, powodując trwałe zniszczenia. Historia ta pokazuje, jak daleko może posunąć się kibolska samowolka wobec zwykłych ludzi.

Kibolska wojna na cudzym domu
Dom przy ulicy Szpitalnej, położony zaledwie 500 metrów od stadionu przy alei Piłsudskiego, od 2016 roku stał się niezamierzonym polem bitwy między kibicami Widzewa i ŁKS-u. Schemat działania był zawsze taki sam: kibice Widzewa malowali graffiti, a fani ŁKS-u je zamazywali. Proces ten powtarzał się wielokrotnie, a właściciele domu — dwie rodziny, które nie mają nic wspólnego z piłką nożną — stali się niedobrowolnymi uczestnikami tej wyniszczającej rywalizacji.
— Nie kibicuję żadnej drużynie, żeby nie było, że tutaj teraz jestem za ŁKS-em czy za Widzewem. Nie, ja jestem ze spokojem — mówi pani Dorota Kustosz, jedna z mieszkanek. — Ja naprawdę nie widzę powodu, żebyśmy my jako zwykli ludzie i mieszkańcy tego osiedla non stop tańczyli względem kibolstwa. Po prostu tu mieszkam i chciałabym mieć spokój.
Kiedy mieszkańcy domu, zmęczeni ciągłym cyklem malowania i zamalowywania, postanowili sami usunąć wszystkie napisy ze swojej ściany, spotkała ich brutalna zemsta. Kibice Widzewa nie tylko zostawili na elewacji napis: „Nie chcecie estetycznie to będzie chaotycznie napisali niedocenieni łódzcy artyści„, ale też oblali cały dom kilkudziesięcioma litrami oleju silnikowego, który wgryzł się w ściany i jest niemożliwy do usunięcia.
Bezsilność zwykłych ludzi wobec kibolskiej przemocy
W zaatakowanym domu mieszkają pani Dorota z 14-letnią córką, jej siostra z mężem, a w sąsiednim bloku — ich 70-letnia matka, która jako pierwsza przybiegła sprzątać po akcie wandalizmu. To pokazuje skalę absurdu i niesprawiedliwości: trzy kobiety (w tym jedna starsza), dziecko i jeden mężczyzna stali się celem agresji grupy zamaskowanych osiłków.
— My się nie obudziliśmy nawet z tym. To było 23:37, jak do mnie siostra napisała na Messengerze, żebym zobaczyła ze swojej strony, co tam się dzieje — relacjonuje pani Dorota. — Słyszałam, że kopali wtedy w bramę. Próbowali zerwać łańcuch, który trzyma tę bramę, żeby mogli wejść do środka. Jeden już wisiał mi na bramie.
Konsekwencje tego aktu wandalizmu są dla rodziny poważne. Olej silnikowy trwale uszkodził elewację budynku, która wymaga teraz całkowitej renowacji i położenia nowego tynku. Jest to znaczny wydatek dla zwykłych ludzi, którzy po prostu chcieli mieszkać w czystym, zadbaniem domu.
Kibolskie „zasady” kontra prawa zwykłych ludzi
Historia rodziny z ul. Szpitalnej stawia pytanie o granice tzw. „kibolskiej kultury” i jej wpływ na życie zwykłych obywateli. Samozwańczy „artyści” uznali, że mają prawo nie tylko malować po cudzej własności, ale także karać tych, którzy ośmielą się ich „dzieła” usunąć.
Absurd tej sytuacji doskonale ilustruje poniższa chronologia wydarzeń:
- 2016 rok – pierwsze graffiti Widzewa pojawia się na ścianie prywatnego domu
- Kilka dni później – kibice ŁKS zamalowują graffiti Widzewa
- Kolejne lata – ciągła „zabawa w ciuciu babkę”, jedni malują, drudzy zamazują
- Wrzesień 2023 – mieszkańcy decydują się zamalować wszystkie napisy
- Noc z 12 na 13 września 2023 – kibice Widzewa mszczą się, oblewając dom olejem silnikowym
Historia rodziny z Łodzi to nie tylko opowieść o aktach wandalizmu, ale także o bezsilności zwykłych ludzi wobec zorganizowanych grup, które uznają, że mają prawo narzucać swoje zasady innym, nie respektując ani prawa własności, ani godności drugiego człowieka.
Źródło: Weszło TV
