Brak intensywnych liderów w środku pola obnażył Barcelonę w rywalizacji z PSG. W zespole Flicka zabrakło nie tylko umiejętności, ale przede wszystkim charakteru, który przez lata budował DNA drużyny. Przeciwnik przejął kontrolę wtedy, gdy Blaugrana najbardziej potrzebowała sportowej zadziorności.

W skrócie:
- Barça boleśnie odczuła absencję Raphinhi, Fermína i Gaviego – piłkarzy napędzających pressing i rytm gry.
- Brak tej trójki osłabił notorycznie temperament oraz fizyczność, umożliwiając PSG narzucenie własnych warunków.
- Flick staje teraz przed wyzwaniem odbudowy ducha zespołu przed najważniejszym fragmentem jesieni.
Odejście ognia – jak brak Raphinhi, Fermína i Gaviego wpłynął na Barcelonę
Spotkanie z PSG miało być popisem nowego-starego Barcelony – zespołu, który nigdy nie uchyla się od walki i nie boi się przekraczać granic intensywności. Tymczasem rozczarowanie po końcowym gwizdku było aż nadto widoczne w twarzach podopiecznych Flicka. I trudno się dziwić, skoro z gry wypadli trzej piłkarze, którzy nadają zespołowi nie tylko tempo, ale i mental: Raphinha, Fermín López i Gavi.
To trio od zawsze gra na krawędzi, wręcz eksploruje limity rytmu i intensywności. Bez nich Barça sprawiała wrażenie bardziej „miękkiej”, niezdolnej do dominacji i zaburzenia komfortu PSG, mimo że sama przebiegła więcej kilometrów (aż 115 – dwa więcej niż paryżanie). Kluczowa różnica tkwiła jednak nie w liczbach, ale w DNA obecnym na murawie – intensywność i agresja nie są tym samym, co sumienne bieganie po boisku. Flick sam wprost przyznał, że Barcelonie zabrakło najlepszej wersji siebie, a PSG było po prostu lepsze w decydujących momentach.
Przegrana walka o środek pola – PSG narzuciło własne reguły gry
To, co najbardziej rzucało się w oczy, to bezradność Barcelony w zatrzymaniu biegu zdarzeń. Mimo 12 popełnionych fauli, kataloński zespół nie potrafił „zamrozić” meczu ani skutecznie przeszkodzić PSG, gdy paryżanie zaczynali odczuwać presję. Znów powróciło widmo utraconej żądzy walki – cechy, która przez lata była postrachem każdego rywala na europejskich stadionach.
Napastnicy tacy jak Olmo czy Rashford prezentują oczywisty polot i techniczną finezję, ale nie mają tej naturalnej zadziorności, którą w ostatnich miesiącach wnosiły barcelonskie młode gwiazdy. PSG z czasem przejął kontrolę, uspokoił tempo, zachował chłodną głowę – dokładnie tak, jak chciał tego Luis Enrique – a Barca nie potrafiła odpowiedzieć.
Thierry Henry, były zawodnik Blaugrany i obecnie niepokorny ekspert, nie oszczędził Flicka: „Upór trenera w ustawieniu i brak reakcji na to, co działo się na boisku, zemściły się w kluczowych momentach” – oceniał gorzko po klęsce, sugerując, iż niemiecki szkoleniowiec pozwolił PSG zbyt łatwo zdominować kluczowe sektory boiska.
Przyszłość pod presją – czy Flick odbuduje katalońską tożsamość?
Perspektywy? Delikatnie rzecz ujmując – wymagające. Gavi po operacji kolana jest wyłączony na minimum pięć miesięcy i powrót nastąpi najwcześniej zimą. Fermín, lider środka pola w meczu z Valencią, pauzuje przez uraz mięśniowy, być może wróci po przerwie reprezentacyjnej. Raphinha z kolei nadal zmaga się z problemami z tylnym mięśniem uda – pierwsze diagnozy są umiarkowanie optymistyczne, ale kontuzje tej okolicy potrafią być zdradliwe i powrót do formy może potrwać.
Flick już publicznie podkreśla, jak kluczowe jest odzyskanie „gryzienia” boiska przez zespół, sugerując, że nadchodzące tygodnie mogą być decydujące dla tożsamości drużyny. To właśnie powrót Raphinhi i Fermína może przesądzić o efektywności Barçy w starciach jesieni – w tym w hitowym El Clásico oraz meczach z Olympiakosem czy Brugią, które określą pozycję zespołu zarówno w lidze, jak i Europie.
Wszystko wskazuje na to, że Flick czeka zadanie z gatunku tych, które lubi najmniej: szukanie rozwiązań na nieoczywiste problemy i budowanie ducha w sytuacji presji. A że w Barcelonie nie wybacza się chwilowych słabości – nie brakuje znaków zapytania co do przyszłości niemieckiego szkoleniowca na Camp Nou.

