Setna rocznica Mistrzostw Świata w piłce nożnej zbliża się wielkimi krokami, a wraz z nią propozycja, która może na zawsze odmienić oblicze futbolu. Międzynarodowa Federacja Piłki Nożnej (FIFA) poważnie rozważa rewolucyjny plan, by w jubileuszowym turnieju w 2030 roku wzięły udział aż 64 reprezentacje narodowe. Inicjatywa, za którą stoją południowoamerykańskie federacje, budzi równie wielki entuzjazm, co i głębokie zaniepokojenie w świecie sportu.

Od elitarnego grona do globalnej machiny
Aby zrozumieć skalę proponowanej zmiany, warto spojrzeć w przeszłość. Pierwszy mundial, zorganizowany w 1930 roku w Urugwaju, zgromadził zaledwie 13 drużyn. Przez lata turniej ewoluował, stopniowo otwierając się na nowe reprezentacje: najpierw liczba uczestników wzrosła do 16, w 1982 roku do 24, a od francuskich mistrzostw w 1998 roku standardem stały się 32 drużyny. Już nadchodzący turniej w 2026 roku przyniesie rozszerzenie do 48 zespołów. Propozycja na rok 2030 idzie jednak o krok dalej, zapraszając do gry niemal jedną trzecią z 211 krajów zrzeszonych w FIFA – to oznacza, że mogliby zagrać niemal „wszyscy”, czyli każdy zespół, który jest przynajmniej przysłowiowym średniakiem we współczesnym futbolu.
Wizja globalnego święta futbolu
Głównymi orędownikami rewolucji są kraje Ameryki Południowej, na czele z Argentyną, Urugwajem i Paragwajem, które aspirują do roli współgospodarzy jubileuszowego turnieju. Ich zdaniem tak znaczące rozszerzenie byłoby idealnym sposobem na uczczenie stulecia imprezy, czyniąc z niej prawdziwie globalne święto. Tę wizję zdaje się podzielać prezydent FIFA, Gianni Infantino, który jest otwarty na „kreatywne rozwiązania”.
Zwolennicy podkreślają przede wszystkim argument inkluzywności. Większa liczba miejsc dałaby historyczną szansę na udział krajom, które dotychczas mogły jedynie marzyć o grze na największej scenie. Otworzyłoby to nowe rynki, zwiększyło globalne zainteresowanie i, co nie jest bez znaczenia, przyniosło gigantyczne przychody zarówno dla FIFA, jak i organizatorów.
Cena rewolucji: obawy i krytyka
Jednak tam, gdzie jedni widzą szansę, inni dostrzegają zagrożenie. Głosy krytyki płyną głównie z Europy. Federacje takie jak UEFA obawiają się, że tak duża liczba uczestników nieuchronnie doprowadzi do „sportowego rozwodnienia” turnieju. Mecze, w których faworyci mierzyliby się z egzotycznymi, lecz znacznie słabszymi rywalami, mogłyby obniżyć rangę i jakość widowiska.
Pojawiają się również pytania o sens eliminacji. Jeśli awans na mundial stanie się tak powszechny, czy kwalifikacje nie stracą swojego dramatyzmu i prestiżu? Kolejnym problemem jest logistyka – organizacja turnieju dla 64 drużyn to ogromne wyzwanie infrastrukturalne i finansowe, a napięty do granic możliwości kalendarz meczów stanowiłby ekstremalne obciążenie dla zawodników.
Decyzja, która zdefiniuje przyszłość
Na razie propozycja pozostaje w sferze dyskusji, a ostateczna decyzja jeszcze nie zapadła. Starcie dwóch wizji – globalnej otwartości kontra sportowej elity – będzie kluczowe dla przyszłości Mistrzostw Świata. Czy FIFA postawi na historyczny gest i otworzy drzwi tak szeroko, jak nigdy dotąd, ryzykując utratę części prestiżu?

