Mecz Barcelona – Villarreal w Miami został odwołany, a prezydent LaLigi Javier Tebas nie kryje rozczarowania. W ostrych słowach skrytykował przeciwników zagranicznego starcia, nazywając ich „prowincjonalnymi” i oskarżając o niszczenie przyszłości hiszpańskiej piłki. Zawodnicy protestowali, kluby się sprzeciwiały, a Liga Mistrzów była ważniejsza. Czy to rzeczywiście stracona szansa, czy słuszna decyzja?

W skrócie:
- LaLiga oficjalnie odwołała mecz Barcelona – Villarreal zaplanowany na grudzień w Miami
- Prezydent Tebas nazwał to „straconą szansą” i ostro skrytykował przeciwników inicjatywy
- Zawodnicy protestowali podczas ostatniej kolejki, stojąc nieruchomo przez pierwsze sekundy meczów
Burza, która zakończyła się odwołaniem
We wtorek LaLiga potwierdziła to, co już od kilku dni wisiało w powietrzu — mecz ligowy między Barceloną a Villarrealem nie odbędzie się w Miami. Oficjalny komunikat był dyplomatyczny: „Z powodu niepewności, jaka powstała w Hiszpanii w ostatnich tygodniach”. Ale za tymi słowami kryje się prawdziwa burza. Zawodnicy protestowali w najnowszej kolejce, stając nieruchomo przez pierwsze sekundy swoich meczów. Kluby narzekały na logistykę i zmęczenie. Media huczały o „integralności rozgrywek”.
Villarreal miał być gospodarzem tego spotkania, ale dla wszystkich było oczywiste — to byłby dodatkowy mecz domowy dla Barcelony. Globalny fanbase Dumy Katalonii gwarantował wypełniony stadion w USA. Tebas liczył na międzynarodowy rozgłos i miliony z telewizji. Jednak opór okazał się silniejszy niż ambicje prezydenta.
Tebas kontratakuje: „Prowincjonalna mentalność”
Javier Tebas nie zamierzał milczeć. W ostrym wpisie na platformie X dał upust frustracji, atakując wszystkich, którzy doprowadzili do upadku jego planu.
„Dzisiaj hiszpańska piłka straciła szansę na rozwój, globalną ekspozycję i wzmocnienie swojej przyszłości. Obrońcy ‚tradycji’ przemawiają z wąskiej, prowincjonalnej perspektywy, podczas gdy prawdziwe tradycje europejskiego futbolu są zagrożone przez decyzje organów zarządzających.”
To nie był koniec. Tebas zaatakował także krytyków, którzy podnosili kwestię „integralności rozgrywek”. Jego zdaniem to hipokryzja — ci sami ludzie od lat wywierają presję na sędziów, budują „zniekształcone narracje” i wykorzystują media jako narzędzie sportowe. Słowa prezydenta LaLigi były gorzkie i pełne żalu.
„Chcę podziękować Villarrealowi i Barcelonie za ich zaangażowanie i hojność w byciu częścią projektu, który miał na celu tylko rozwój naszych rozgrywek. Nie myśleli o sobie — myśleli o wszystkich” — napisał Tebas, sugerując, że to właśnie te kluby były gotowe poświęcić się dla większego dobra.
Czy to rzeczywiście stracona szansa?
Problem w tym, że nie wszyscy podzielają wizję Tebasa. Piłkarze argumentowali, że napięty kalendarz i tak ich wykańcza — dodatkowy przelot przez ocean w środku sezonu to przepis na kontuzje. Kluby z mniejszą bazą fanów w USA obawiały się nierówności — dlaczego Barcelona ma grać dodatkowy „domowy” mecz poza Europą, podczas gdy oni muszą rywalizować w normalnych warunkach?
A do tego przyszła Liga Mistrzów. Barcelona rozbiła Olympiakos 6-1 w poniedziałek, a ich uwaga jest teraz skierowana na El Clásico i kolejne europejskie wyzwania. Wypad do Miami mógłby zakłócić przygotowania do kluczowych spotkań.
Tebas twierdzi, że Liga powinna „patrzeć w przyszłość z ambicją, a nie strachem”. Ale czy forsowanie kontrowersyjnych pomysłów wbrew woli zawodników i części klubów to ambicja, czy upartość? Prezes LaLigi zapewnia, że nie odpuszcza: „Będziemy dalej próbować. Tym razem byliśmy bardzo blisko”.
Mecz został odwołany, ale dyskusja na pewno nie ucichnie. Czy hiszpańska piłka rzeczywiście straciła wielką szansę, czy może uniknęła niepotrzebnego chaosu? Jedno jest pewne — Javier Tebas nie zamierza odpuścić swojego amerykańskiego snu. A to oznacza, że temat Miami może wrócić wcześniej, niż myślimy.

