Edward Iordanescu miał być gwiazdą Ekstraklasy, ale jego przygoda z Legią Warszawa zakończyła się kompromitacją. Rumuński szkoleniowiec, który jeszcze niedawno cieszył się uznaniem po dobrym Euro 2024, w Polsce stał się obiektem kpin i żartów. Teraz jego rodak, dziennikarz Radu Banciu, w brutalnych słowach podsumował całą przygodę 47-latka przy Łazienkowskiej. To nie jest miłe czytanie dla byłego trenera kadry Rumunii.

W skrócie:
- Rumuński dziennikarz Radu Banciu oskarżył Iordanescu o „zrobienie z siebie głupka w Polsce” po zwolnieniu z Legii Warszawa
- Iordanescu został zwolniony po porażce w Pucharze Polski z Pogonią Szczecin, prowadził Legię zaledwie przez 24 mecze
- Banciu skrytykował brak znajomości języka, kultury i mistrzowskiego poziomu polskiej piłki, sugerując, że trener nie był przygotowany na wyzwanie
Brutalny werdykt z Rumunii: „Przejął najlepszy klub i zrobił pośmiewisko”
Radu Banciu nie zostawił na Edwardzie Iordanescu suchej nitki. Rumuński dziennikarz w programie portalu „IAmSport” porównał karierę byłego szkoleniowca Legii z Christianem Chivu, obecnym trenerem Interu Mediolan. I to porównanie nie wypadło korzystnie dla Iordanescu.
– Chivu udowodnił, że potrafi trenować klub na elitarnym poziomie. Nie wyobrażam sobie, żeby stracił zaufanie i czekał na powrót do Rumunii albo, co gorsza, do Łudogorca. Albo żeby zrobił z siebie głupka, jak Edi w Polsce – stwierdził bezlitośnie Banciu.
Słowa dziennikarza to prawdziwy cios dla Iordanescu, który jeszcze kilka miesięcy temu był bohaterem w Rumunii po udanych mistrzostwach Europy. Teraz ta sama opinia publiczna odwróciła się od niego. Banciu poszedł jeszcze dalej:
– Niektórzy podkreślali, że kadra narodowa pod jego wodzą zagrała świetne Euro, ale ja od początku mówiłem, że na niczym się nie zna. Przejął najlepszy klub w Polsce i zrobił z niego pośmiewisko.
Bariera językowa i kulturowa: czy Iordanescu był skazany na porażkę?
Jednym z głównych zarzutów Banciu wobec Iordanescu była kwestia komunikacji i przygotowania do pracy w polskim środowisku. Według dziennikarza, Rumun nie miał pojęcia o specyfice polskiej piłki, a bariery były zbyt duże, by je przeskoczyć.
– Oczywiście, istnieją okoliczności łagodzące. Ale on o tym wiedział, kiedy tam pojechał! Nie miał pojęcia o języku, nie miał pojęcia o kulturze, i mistrzostwie. W jakim języku mówił? W tym w swoim gów***nym angielskim? – podsumował ostro Banciu.
To prawda, że Iordanescu w Legii prowadził treningi i konferencje w języku angielskim, co w polskim środowisku piłkarskim może stanowić wyzwanie. Nie wszyscy zawodnicy czują się komfortowo z tym językiem, a niewerbalna komunikacja i zrozumienie taktycznych niuansów może cierpieć.
Szkoleniowiec prowadził Wojskowych przez zaledwie 24 mecze. Ostatecznym gwoździem do trumny była porażka w STS Pucharze Polski z Pogonią Szczecin w październiku 2024 roku. Po tym meczu zarząd Legii podjął decyzję o rozstaniu.
Co dalej z Legią i Iordanescu?
Po odejściu Iordanescu tymczasowo drużynę przejął Inaki Astiz, który według doniesień starał się zmienić detale w funkcjonowaniu zespołu. Legia wciąż walczy na trzech frontach – w Ekstraklasie, Pucharze Polski i Lidze Konferencji.
W czwartek szesnastokrotny mistrz Polski zmierzy się w Lidze Konferencji z Celje ze Słowenii. To będzie kolejny test dla nowego kierownictwa technicznego i okazja do rehabilitacji po słabszym okresie pod wodzą Rumuna.
Co do samego Iordanescu – jego przyszłość pozostaje niepewna. Kompromitacja w Polsce może zaważyć na dalszej karierze, choć sukcesy z reprezentacją Rumunii wciąż pozostają w CV. Pytanie brzmi: czy znajdzie się klub, który da mu kolejną szansę? A może Banciu ma rację i „zrobienie z siebie głupka” będzie ciążyć nad 47-latkiem dłużej, niż by sobie tego życzył?

