Niezadowolenie z wyniku, ale duma z postawy drużyny – takie mieszane uczucia towarzyszyły trenerowi Markowi Papszunowi po wczorajszym, szalonym meczu z Lechem Poznań. Raków Częstochowa zremisował 2:2, choć przegrywał już 0:2 i musiał odrabiać straty. Mimo niedosytu związanego z utratą dwóch punktów, szkoleniowiec Rakowa podkreślał, że charakter i determinacja, jakie jego zespół pokazał w drugiej połowie, są tym, czego oczekuje od swoich zawodników.

Mecz inny niż wszystkie
Spotkanie od początku wymykało się schematom. Obie drużyny zdobyły łącznie cztery bramki, a kolejne cztery zostały im anulowane po interwencjach systemu VAR. Trener Papszun przyznał, że nigdy w swojej karierze nie był świadkiem tak niezwykłego widowiska.
– To był szalony mecz. Finalnie chyba skończył się wynikiem 4:4, bo oprócz remisu 2:2 mieliśmy jeszcze cztery nieuznane bramki – mówił szkoleniowiec na konferencji prasowej. – Nie pamiętam w historii takiego spotkania. Myślę, że było ono świetne dla kibiców, bo obfitowało w gole, zwroty akcji i mnóstwo sytuacji z naszej strony.
Fatalny kwadrans Rakowa
Początek meczu należał do Rakowa, który kontrolował grę, jednak po jednej z akcji Lecha wszystko się zmieniło.
– Mieliśmy fatalne 15 minut, które nazwałbym naszym czarnym okresem. Zaczęliśmy popełniać proste błędy i prezentować rywalom sytuacje. W tym czasie padły dla nas właściwie cztery gole – dwa uznane dla Lecha i dwa nasze anulowane – analizował Papszun.
Mimo tak trudnej sytuacji, Raków zdołał podnieść się w drugiej połowie, odrobić straty i był bliski zwycięstwa. To właśnie ta postawa wywołała u trenera największe zadowolenie.
– Gratulacje dla drużyny, że pokazała mentalność i charakter. Odrobiliśmy straty, a w drugiej połowie powinniśmy ten mecz wygrać zdecydowanie, ze sporą przewagą dwóch-trzech bramek – stwierdził z przekonaniem. – Wreszcie oglądałem taką drużynę, jaką chcę oglądać!.
Nie wszystko idealne. Tu potrzebna jest poprawa
Szkoleniowiec Rakowa nie unikał jednak trudnych tematów. Zapytany o reakcję zespołu po straconych golach, przyznał, że jest to element wymagający poprawy.
– Rzeczywiście, po straconej bramce mieliśmy najgorszy okres w meczu, podobnie jak w spotkaniu z Górnikiem. Musimy nad tym pracować, żeby stracony gol nas tak nie tłamsił – powiedział. Jednocześnie podkreślił, że tak dramatyczny powrót może być dla zespołu fundamentem na przyszłość. – Powiedziałem chłopakom w szatni, żeby zapamiętali ten mecz. Przegrywaliśmy do przerwy 0:2, a mogło być gorzej. Ta wiara u sportowców nie może nigdy zginąć i cieszę się, że na drugą połowę wyszliśmy z przekonaniem, że możemy to odwrócić.
Komentarz do kontuzji Arsenicia
Niestety, spotkanie przyniosło również złe wieści. Poważnie wyglądającego urazu doznał obrońca Rakowa, Zoran Arsenić.
– Nie wygląda to dobrze. Przyznam szczerze, że nie widziałem samej sytuacji faulu, bo była przy ławce gości – mówił trener. – Z tego, co mówili zawodnicy, wyglądało to bardzo źle. Słychać było nawet jakiś trzask, więc obawiamy się, czy nie doszło do złamania.


