Latem 2004 roku 22-letni, nieśmiały chłopak z Guipúzcoa pakował walizki do Liverpoolu. Nikt nie spodziewał się, że to początek legendy. Pięć lat później odchodził jako ikona – człowiek, który niemal nie otwierał ust, ale gdy już to robił, cały stadion milkł. Xabi Alonso w Anfield to nie był tylko piłkarz. To był cały rozdział historii futbolu.

W skrócie:
- Xabi Alonso był cichym liderem Liverpoolu – mówiąc niewiele, ale zawsze ze znaczeniem, zdobył szacunek całego zespołu
- W finale Ligi Mistrzów 2005 strzelił kluczowego gola w legendarnym powrocie z 0:3 przeciwko AC Milan
- Koledzy z drużyny już wtedy widzieli w nim przyszłego wielkiego trenera – dziś prowadzi Real Madryt
Kiedy cisza znaczy więcej niż krzyk
Są piłkarze, którzy dominują szatnię głosem. A potem jest Xabi Alonso. „Nie mówił dużo, ale gdy mówił… cały świat go słuchał” – wspomina Mohamed Sissoko, były kolega z zespołu. Gdy wszyscy wokół żartowali i hałasowali – Cissé, Risse, cała banda – młody Hiszpan siedział z boku. Obserwował. Analizował. Czekał na swój moment.
Josemi, który grał z nim w latach 2004-06, maluje obraz człowieka wyjątkowo normalnego jak na standardy zawodowego futbolu:
„To, co najbardziej mi się w nim podobało, to że był bardzo normalnym facetem, cichym, powściągliwym; kimś, kto szedł swoją drogą.”
Normalny. Spokojny. Skromny. Ale jednocześnie – absolutnie wyjątkowy. Bo gdy tempo meczu wymagało zmiany, gdy chaos na boisku domagał się porządku, wtedy odzywał się Xabi. I wszyscy, absolutnie wszyscy, słuchali. To nie był krzyk kapitana pokroju Gerrarda. To była cicha autorytarność – najpotężniejsza forma przywództwa.
Sissoko ujmuje to jeszcze dobitniej:
„Po trenerze był on. Był jego przedłużeniem na boisku. Był liderem, ale nie takim, który krzyczał, tylko takim z klasą. Gdy mówił, wiedział jak to robić. I słuchano go.”
Przywództwo z klasą. W erze, gdy szatnie pełne są ego i tanich gestów, Alonso pokazywał, że prawdziwa siła tkwi w inteligencji, nie decybelach. Josemi dodaje swoją refleksję:
„Inny typ faceta, który cokolwiek by się wydarzyło, przyjmował to ze spokojem; to coś godnego podziwu.”
Stambuł, karny i narodziny legendy
25 maja 2005 roku. Finał Ligi Mistrzów. AC Milan prowadzi 3:0 do przerwy. Sprawa wydaje się zamknięta. Paolo Maldini potrzebował tylko minuty, by otworzyć wynik. Crespo dołożył dwa kolejne przed przerwą. Liverpool był martwy.
Ale wtedy… wtedy zaczęło się dziać coś magicznego.
Gerrard w 54. minucie. Šmicer dwie minuty później. A potem – 60. minuta. Xabi Alonso wychodzi do rzutu karnego. Dida broni. Ale piłka wraca pod nogi Hiszpana, który dobitką doprowadza do wyrównania. 3:3. Reszta to już historia – Dudek, karne, szaleństwo.
Statystyki Xabiego w finale:
- 1 gol (z dobitki po zmarnowanym karnym)
- Kluczowa rola w odbudowie zespołu
- Symbol mentalnej siły Liverpoolu
Antonio Núñez, który był w składzie tej pamiętnej nocy (choć nie wszedł na boisko), wspomina:
„To, co mnie najbardziej zaimponowało, to że będąc bardzo młodym, już wyglądał bardzo dojrzale na boisku; także jako osoba.”
22 lata, a dojrzałość weterana. To właśnie wyróżniało Alonso od pierwszych miesięcy na Anfield. Nie był najgłośniejszy. Nie był najbardziej charyzmatyczny. Ale był najinteligentniejszy. I w futbolu, zwłaszcza na pozycji defensywnego pomocnika, to inteligencja wygrywa wojny.
Xabi Alonso to dyskretny wódz w szatni
Josemi wspomina jego sposób bycia w szatni:
„Nie wyróżniał się jak inni koledzy, jak Cissé czy Risse, którzy zawsze żartowali. Xabi był kimś bardzo normalnym. Jeśli trzeba było robić coś grupowo, współpracował w żarcie, ale go nie inicjował. Nigdy nie podnosił głosu.”
A jednak ten człowiek, który nigdy nie podnosił głosu, miał władzę, której inni mogli tylko pozazdrościć. Sissoko tłumaczy skąd to się brało:
„Ale jednocześnie bardzo go szanowano. Za jego jakość podań, jego sposób rozumienia gry, kontrolę tempa… był crackiem. Jednym z dwóch-trzech piłkarzy o największej jakości, z którymi grałem.”
Antonio Núñez dodaje:
„Był bardzo prostą osobą, bez wielkich ekstrawagancji. Jak na zawodnika, który miał takie znaczenie, był bardzo skromny.”
A w szatni przed wielkimi meczami?
„W szatni, nawet przed wielkimi meczami, był spokojnym facetem, bardzo opanowanym; takim, który lubił być skupiony, cichy” – wspomina Josemi.
Sissoko podsumowuje to wszystko jednym zdaniem:
„Ale był kimś, kto wszystko rozumiał, kto miał piłkę we krwi. I z wielką, wielką klasą zarówno na boisku, jak i poza nim. Co ci powiem? To Xabi! Wielki.”
Od metronomu Liverpoolu do architekta Realu
Przez pięć sezonów Xabi rozegrał 210 meczów w barwach The Reds. Zdobył 19 goli, zanotował 6 asyst (choć każdy, kto go widział, wie, że liczby nie oddają jego wpływu). Zebrał 42 żółte kartki i jedną czerwoną – jak na gracza kontrolującego tempo, to niewiele.
Statystyki Xabiego Alonso w Liverpoolu:
| Sezon | Mecze | Gole | Asysty | Żółte kartki | Czerwone kartki |
|---|---|---|---|---|---|
| 2004-2005 | 32 | 3 | 0 | 3 | 0 |
| 2005-2006 | 53 | 5 | 0 | 10 | 1 |
| 2006-2007 | 51 | 4 | 0 | 14 | 0 |
| 2007-2008 | 27 | 2 | 1 | 7 | 0 |
| 2008-2009 | 47 | 5 | 5 | 8 | 0 |
| SUMA | 210 | 19 | 6 | 42 | 1 |
W 2009 roku odszedł do Realu Madryt. Ale już wtedy jego koledzy wiedzieli, że to nie koniec historii. To tylko nowy rozdział.
Antonio Núñez widział w nim trenera od samego początku:
„Zawsze myślałem, że mógłby być wielkim trenerem. Jedyną wątpliwością było… do jakiego poziomu dojdzie. Ale kiedy zobaczyłem, co zrobił w Leverkusen, odniosłem wrażenie, że był gotowy na takie wyzwanie. Że Real Madryt był przeznaczony dla Xabiego, a Xabi dla Realu Madryt. Wykorzysta swoją szansę; może naznaczać całą epokę.”
Sissoko nie ma żadnych wątpliwości:
„Tak, w 100%. I miał jasne, że dotrze do klubu takiego jak Real Madryt. Potrzebował tylko czasu. Jak teraz, aby dobrze poznać zawodników, żeby dostosowali się do jego stylu gry… Jeszcze nie widzieliśmy tego wielkiego Madrytu, który chce stworzyć. Jestem absolutnie pewien, że odniesie sukces i stworzy bardzo atrakcyjny zespół.”
Mądrość, która prowadzi zespoły do sukcesu
Josemi szczegółowo opisuje filozofię trenerską Alonso:
„W Realu Sociedad dojrzał i posłużyło mu to jako wprowadzenie; jako początek do nauki, dalszego formowania się. Ale to w Leverkusen pokazał, kim jest. Przekształcił drużynę z osobowością, jak robi to teraz w Realu Madryt. Intensywnie pracuje nad wysokim pressingiem i to jest złoto, z typem zawodników, których ma. I jest kimś, komu bardzo zależy, żeby zawodnicy uczestniczyli.”
A co z ewentualnymi problemami? Z kontrowersjami w stylu sprawy Viniciusa? Josemi nie ma wątpliwości:
„Nie lubi problemów, tematy takie jak ten z Viniciusem… mówię ci, że nie będzie szukał żadnej takiej polemiki. Zawsze będzie próbował tego uniknąć. Jak będzie starał się, żeby jeśli zawodnik się pomyli, dano mu nową szansę. Nie sądzę, żeby szukał tej konfrontacji, tylko dodawał do zespołu. Będzie próbował być inteligentny w tym aspekcie. No cóż… w końcu to bardzo inteligentny facet, który wie, jak prowadzić i zarządzać szatnią.”
Josemi kończy swoją refleksję pewnym proroctwem:
„Zawsze myślałem, że mógłby być wielkim trenerem. Jedyną wątpliwością było… do jakiego poziomu dojdzie. Ale kiedy zobaczyłem, co zrobił w Leverkusen, odniosłem wrażenie, że był gotowy na takie wyzwanie. Że Real Madryt był przeznaczony dla Xabiego, a Xabi dla Realu Madryt. Wykorzysta swoją szansę; może naznaczać całą epokę.”
Antonio Núñez zamyka temat jednym zdaniem:
„Już widać było maniery; wcale mnie nie dziwi, że jest świetnym trenerem. Doda wiele radości madrytyzmowi i zrobi wspaniałą karierę jako trener.”
Latem 2004 nieśmiały 22-latek z Kraju Basków wsiadł do samolotu do Liverpoolu. Pięć lat później odlatywał jako legenda. Człowiek, który prawie nie mówił, ale którego każde słowo miało wagę złota. Który nie krzyczał, ale prowadził. Który nie szukał fleszy, ale i tak je na siebie ściągał.
To był Xabi Alonso w Anfield. Cichy kawalerzysta. Dyskretny gigant. A teraz? Teraz pisze kolejny rozdział. Tym razem z tablicą taktyczną w ręku.

