José Mourinho w głośnym wątku o kondycji futbolu stwierdził, że ligę angielską zalewa fala szkoleniowców bez renomy, a kluby coraz częściej wybierają „estetów danych” zamiast zwycięzców. Słowa padły latem, gdy Portugalczyk pracował z zespołem z Turcji. Sprawdziliśmy kontekst i liczby: różnica między rokiem 2004 a sezonem 2025/26 jest większa, niż pokazują skróty w mediach.

W skrócie:
- Latem 2025 roku Mourinho mówił, że do Premier League trafiają trenerzy „o nazwiskach, których nie zna”, a kluby cenią narrację i statystyki ponad wygrywanie.
- W 2004 roku nowo mianowanymi „zagranicznymi” byli de facto tylko on i Rafa Benitez; dziś większość szkoleniowców w lidze pochodzi spoza Anglii.
- Oficjalne materiały ligowe na sezon 2025/26 potwierdzają szeroką międzynarodową pulę trenerów i debiuty kolejnych nazwisk z zagranicy.
Słowa Mourinho, które rozpaliły dyskusję
Mourinho porównał realia początku własnej kariery z dzisiejszym rynkiem. „W 2004 roku poszedłem do Premier League jako mistrz Europy, a wtedy do ligi trafiło tylko dwóch zagranicznych trenerów: ja i zwycięzca Pucharu UEFA Rafa Benitez. Dzisiaj do Premier League idą trenerzy, których nazwisk nawet nie znam — nie mówię tego z braku szacunku, to rzeczywistość” — mówił w lipcu podczas letniego zgrupowania na południu Europy. Cytat krążył po sieci w skróconych wersjach, ale w dłuższej wypowiedzi Portugalczyk dodawał, że zmienił się sposób oceniania pracy: „Tworzy się percepcje; ważniejsze bywa: ‘grać tak’, ‘wyglądać tak’, a nie wygrywać”.
Historyczny porównawczy hak, na który powołuje się Mourinho, jest policzalny. Latem 2004 roku nowymi menedżerami w Anglii zostali on w Chelsea oraz Benitez w Liverpoolu; pozostali szkoleniowcy albo pracowali już wcześniej, albo byli Anglikami czy Brytyjczykami. Ówczesna „nowa fala z zagranicy” to faktycznie duet Mourinho–Benitez, co wzmacnia tezę Portugalczyka o radykalnej zmianie skali i rytmu importu kadr.
Co zmieniło się przez dwie dekady: dane, droga awansu i geografia ławki
Współczesna Premier League to nie tylko globalny rynek piłkarzy, ale i trenerów. Przed startem sezonu 2025/26 liga komunikowała świeże nazwiska spoza Anglii oraz szeroki przekrój narodowości — od Irlandii po Hiszpanię — co pokazuje, że rekrutacja ma wymiar systemowy, nie incydentalny. W praktyce oznacza to krótsze ścieżki awansu: szkoleniowcy z ciekawym pressingiem czy wysokim udziałem w posiadaniu piłki szybciej trafiają pod reflektory, nawet jeśli ich dorobek pucharowy jest skromny. To dokładnie punkt, w który uderza Mourinho, gdy mówi o przewadze narracji i metryk nad realnym nawykiem wygrywania.
W tle jest też inny spór: czy dominacja „szkoły danych” unieważnia kryterium trofeów? Najnowsze przykłady pokazują, że modelowe granie i konsekwencja potrafią dowieźć sukces, ale zarazem rośnie ryzyko rozczarowań, gdy projekty budowane „pod wskaźniki” zderzają się z kalendarzem i presją wyniku. Premier League masowo importuje idee taktyczne, co podnosi poziom, ale też przyspiesza karuzelę: więcej debiutantów oznacza więcej weryfikacji w czasie rzeczywistym.
Czy Mourinho ma rację: „nie znam nazwisk” kontra fakty i nazwiska
Użyte przez Portugalczyka „nie znam nazwisk” to retoryczna hiperbola, ale diagnoza brzmi poważnie: kluby agresywnie wynajdują profile z rynków, które dekadę temu miały zamknięte drzwi. Oficjalne przeglądy kadry trenerskiej pokazują dziś mieszankę mistrzów i debiutantów, której w 2004 roku po prostu nie było. Co więcej, sama liga podkreśla wielonarodowy charakter ławki, a dziennikarskie opracowania przyznają, że udział zagranicznych menedżerów jest regułą, nie wyjątkiem.
Na koniec warto zauważyć, że Portugalczyk nie tylko narzeka. W tej samej serii wypowiedzi akcentował, iż trener dojrzewa przez doświadczenia, a jego własna motywacja wciąż opiera się na wygrywaniu kolejnego meczu. W tym sensie spór dotyczy nie tyle „obcych nazwisk”, ile pędu rekrutacyjnego, w którym marketing i opowieść o stylu zbyt łatwo wypierają twarde kryteria sukcesu.

