Piłkarze Wisły Płock po awansie do Ekstraklasy byli prawdziwą rewelacją pierwszych tygodni nowego sezonu. Przychodzi jednak teraz dla piłkarzy Mariusza Misiury prawdziwy mecz prawdy. Jeżeli w piątek z Lechią Gdańsk popularni „Nafciarze” nie zdobędą trzech punktów, można przypuszczać, iż czeka ich w kolejnych miesiącach walka o przetrwanie, a nie czołowe miejsca w tabeli.

Powrót do Ekstraklasy jak marzenie
Wiśle Płock w ubiegłym sezonie nie udało się bezpośrednio awansować do Ekstraklasy, ale zdobyła miejsce w piłkarskiej elicie po dramatycznych barażach. Wygranie dwóch meczów w fazie play-off było ogromnym sukcesem, ale jeszcze większym można nazwać to, w jaki sposób Wiślacy powrócili do grona najlepszych drużyn w naszym kraju.
Podopieczni trenera Misiury zainaugurowali rozgrywki zwycięstwem z Koroną Kielce. Wydawało się, że przeciwnik nie należał do wymagających, a poza tym przez większość meczu musiał grać w dziesiątkę, a potem nawet dziewiątkę. Nikt więc szczególnie nie przywiązywał wagi do tego rezultatu. Później jednak Nafciarze wygrali na wyjeździe z Rakowem, zdobyli punkt na wyjeździe z Widzewem i pokonali Legię. Byli wówczas liderem Ekstraklasy, a jednocześnie nazywało się ich rewelacją rundy.
Wizyta w Trójmieście przyniosła kryzys
Już w domowym meczu z Zagłębiem Lubin pod koniec sierpnia zawodnicy Wisły Płock nie wyglądali jak wcześniej, ale w ostatniej akcji meczu wydarli trzy punkty, mimo iż to rywal pierwszy zdobył gola i prowadził. Dla fanów Nafciarzy najgorsze miało jednak dopiero przyjść, a wszystko zaczęło się w Trójmieście – dokładnie w Gdyni podczas meczu z Arką.
To przeciwko ekipie trenera Dawida Szwargi kontuzji doznał kluczowy zawodnik układanki Misiury, Łukasz Sekulski. Kapitan, wychowanek i najskuteczniejszy strzelec Wisły Płock nabawił się kontuzji barku. Było jasne, że przed Wisłą ciężki czas. Mecz z Arką przegrała i straciła tym samym pierwszy komplet „oczek” od początku sezonu.
Wypadki przy pracy zdarzają się najlepszym, więc w Płocku liczono na szybkie przełamanie. Tyle że od końca sierpnia ono nie nadchodzi, a rozpoczął się właśnie październik. Przyszła w międzyczasie porażka u siebie z Jagiellonią, odpadnięcie z STS Pucharu Polski już w 1. rundzie oraz nijaki remis z GKS-em Katowice.
Mecz prawdy dla dawnego lidera
Po „liderowaniu” w Ekstraklasie zostało już w Płocku tylko wspomnienie. Przed piątkowym meczem w Ekstraklasie z Lechią Gdańsk ekipa Wisły zajmuje 5. miejsce w tabeli z 17 punktami na koncie. Dzięki znakomitemu początkowi sezonu Nafciarze na razie nie muszą martwić się o egzystencję, ale reszta stawki zaczyna ich niebezpiecznie godzić. Wystarczy spojrzeć na różnice punktowe, by przekonać się, że znajdujące się w środku tabeli Zagłębie Lubin ma tylko cztery punkty mniej od płocczan.
Jeżeli więc Wisła nie zacznie znów zdobywać punktów wkrótce będzie musiała pogodzić się z losem, który w zasadzie był jej przypisywany od początku sezonu – walka w drugiej części stawki. Tej niższej, gdzie seria gorszych meczów może skutkować szuraniem o strefę spadkową.
Wielu nadal traktuje ekipę z Płocka jako zespół, któremu początkowo sprzyjało szczęście. Wydaje się, że obecnie mało kto uważa, iż tę drużynę stać na bicie się w lidze z najlepszymi do samego końca rozgrywek. Czy jest inaczej? Mariusz Misiura może ze swoimi piłkarzami udowodnić to w ten piątek – podczas wyjazdu z Lechią Gdańsk.
Najbliższy rywal Nafciarzy ma na koncie po 10 meczach 6 punktów (chociaż de facto zdobył ich 11, gdyż rozpoczynał sezon z bilansem minusowym) i zajmuje ostatnie miejsce w tabeli. To jednak rywal wymagający, bo strzelający dużo goli, mogący pochwalić się skuteczną ofensywą.
Lechia do meczu z Wisłą przystępuje po bolesnej porażce z Koroną (0:3), ale też po sukcesach w potyczkach z Pogonią Szczecin (4:3) oraz GKS-em Katowice (2:0). Pokonanie tej ekipy nie będzie dla Wiślaków łatwe, ale jeżeli to zrobią, być może znów uwierzą w siebie, zażegnają kryzys, a jednocześnie pokażą całej Polsce, że rola chłopców do bicia w tym sezonie ich nie dotyczy.
A potem? Mecze z Niecieczą, Radomiakiem, Pogonią i Motorem Lublin. Potencjał punktowy całkiem spory, chociaż każdy z tych rywali ma o co grać i na pewno łatwy nie będzie.


