Szalony, dziki, bezprecedensowy – takimi słowami można opisać wczorajszy mecz Lecha Poznań z Rakowem Częstochowa, zakończony remisem 2:2. Prowadzenie 2:0, czerwona kartka, pogoń rywala i aż cztery nieuznane bramki sprawiły, że spotkanie wymknęło się wszelkim schematom. Trener Niels Frederiksen na pomeczowej konferencji przyznał, że drużyna musiała wykonać „ekstremalną pracę”, by wywieźć z trudnego terenu choćby punkt, a sam nigdy wcześniej nie był świadkiem tak nieprawdopodobnych boiskowych wydarzeń.

Trener targany mieszanymi uczuciami
Szkoleniowiec Lecha nie ukrywał, że targają nim mieszane uczucia. Z jednej strony jego zespół do momentu gry w osłabieniu prezentował się znacznie lepiej od rywala i miał pełną kontrolę nad wynikiem. Z drugiej jednak, końcowe minuty to desperacka obrona i sporo szczęścia.
– Szczerze mówiąc, sam nie wiem, co czuję. Uśmiecham się jednym okiem, a drugim płaczę – przyznał na konferencji Niels Frederiksen. – Wygrywaliśmy 2:0 i mieliśmy wszelkie narzędzia, aby zwyciężyć, więc w tym kontekście można powiedzieć, że straciliśmy dwa punkty. Biorąc jednak pod uwagę to, co działo się po czerwonej kartce, szczególnie w ostatnich 20 minutach, trzeba stwierdzić, że zdobyliśmy jeden punkt.
Wielki wysiłek zawodników Lecha
Duński trener wielokrotnie podkreślał wysiłek, jaki jego zawodnicy musieli włożyć w grę po tym, jak z boiska usunięty został Luis Palma. To właśnie wtedy, grając w dziesiątkę, Lech musiał pokazać charakter i determinację, by nie dać sobie wydrzeć korzystnego rezultatu.
– Po czerwonej kartce musieliśmy zmagać się z ogromnymi trudnościami, ale cały zespół pracował ekstremalnie ciężko. Daliśmy z siebie absolutnie wszystko – zaznaczył szkoleniowiec Kolejorza. – Dopóki graliśmy jedenastu na jedenastu, wyglądaliśmy bardzo dobrze i to chcę podkreślić. Później pozostała już tylko walka do samego końca.
Cztery anulowane gole. Frederiksen: Nie doświadczyłem czegoś takiego
Jednak to nie tylko zwroty akcji czy gra w osłabieniu sprawiły, że mecz w Częstochowie zapadnie na długo w pamięć. Arbiter spotkania, po konsultacjach z systemem VAR, anulował aż cztery gole – po dwa dla każdej z drużyn. Taka sytuacja jest w futbolu niemal niespotykana, co przyznał sam trener.
– Nie sądzę, żebym kiedykolwiek doświadczył czegoś takiego – mówił Frederiksen, odnosząc się do czterech goli anulowanych przez sędziów. – To był szalony, dziki mecz. Nie widziałem jeszcze powtórek wszystkich sytuacji, ale oczekuję, że skoro sędziowie dysponują takimi narzędziami, to podjęli słuszne decyzje. Mimo wszystko, to bardzo niezwykłe.
Szkoleniowiec Kolejorza przeprasza Arsenicia
W pomeczowej analizie nie zabrakło również odniesienia do zdrowia Zorana Arsenicia z Rakowa, który ucierpiał w starciu z zawodnikiem Lecha. Trener Frederiksen podkreślił, że zdarzenie było przypadkowe, a cała drużyna życzy obrońcy gospodarzy szybkiego powrotu na boisko.
– Jest nam bardzo przykro z powodu tego, co się stało. Rozmawiałem z Luisem Palmą i zapewnił, że nie miał żadnych złych intencji. To był poślizg, takie sytuacje się zdarzają, ale nigdy nie są przyjemne. Życzymy Zoranowi dużo zdrowia – podsumował trener Lecha Poznań.
Po środowym remisie Lech Poznań zajmuje 6. miejsce w tabeli i po 8 kolejkach ma na koncie 14 punktów. Raków nadal znajduje się tuż nad strefą spadkową z dorobkiem 8 oczek.


