Zbigniew Boniek i Tomasz Hajto uderzają w sedno problemu, o którym wszyscy wiedzą, ale nikt głośno nie mówi. Czy obcokrajowcy w Ekstraklasie traktują polską piłkę jak przystanek na mapie kariery, czy rzeczywiście chcą być częścią naszego futbolu? Gdy słyszymy kolejny wywiad po angielsku z trenerem, który prowadzi polski klub od roku, trudno oprzeć się wrażeniu, że coś tu nie gra. To nie ksenofobia – to kwestia szacunku.

Język jako symbol szacunku do kultury
Kiedy Real Madryt sprowadza nowego trenera, nikt nie wyobraża sobie, żeby prowadził konferencje prasowe po angielsku. Gdy Pep Guardiola przyszedł do Bayernu, uczył się niemieckiego. A u nas? U nas trener może spokojnie przez dwa lata prowadzić klub, nie znając podstawowych zwrotów.
„To jest skandal, że robimy z tymi trenerami wywiady po angielsku, a w klubie nikt nie wymaga od nich podstaw polskiego„ – grzmi Zbigniew Boniek, i trudno się z nim nie zgodzić. Nie chodzi przecież o perfekcyjną polszczyznę, ale o podstawowy szacunek do miejsca, w którym się pracuje i zarabia pieniądze.
Problem nie dotyczy tylko trenerów. Zawodnicy przychodzą, grają, odbierają wypłaty i odchodzą, nie potrafiąc powiedzieć nawet „dziękuję” po polsku. A przecież kibice wykrzykują ich nazwiska, kupują koszulki, wspierają finansowo. Czy to nie zasługuje na minimum szacunku w postaci próby komunikacji w lokalnym języku?
Globalizacja vs. lokalna tożsamość
Żyjemy w zglobalizowanym świecie, futbol jest biznesem międzynarodowym – to wszystko prawda. Ale czy globalizacja musi oznaczać całkowite wyrzeczenie się lokalnej tożsamości? Czy profesjonalizm to tylko liczby w statystykach, czy również kultura osobista i szacunek do miejsca pracy?
W innych krajach europejskich ten problem nie istnieje w takiej skali. We Włoszech, Hiszpanii czy Niemczech znajomość podstaw lokalnego języka jest oczywistością. U nas jakby wystarcza, że ktoś potrafi kopać w piłkę. To smutna prawda o naszym podejściu do własnej kultury.
Tomasz Hajto, który sam grał za granicą, doskonale rozumie ten problem: „Jak ja szedłem do Ameryki, to się uczyłem angielskiego. Jak szedłem do Niemiec, uczyłem się niemieckiego. To jest kwestia szacunku„. I ma absolutną rację.
Wymówki i rzeczywistość polskich klubów
Prezesi i dyrektorzy sportowi bronią się standardowymi argumentami: „najważniejsze są wyniki”, „język nie gra w piłkę”, „to kwestia czasu”. Ale czy rzeczywiście wyniki są tak spektakularne, że można zamknąć oczy na kulturę osobistą?
Ekstraklasa od lat nie może przebić się w europejskich pucharach. Nasze kluby systematycznie odpadają w pierwszych rundach eliminacji. Może właśnie ten brak szacunku do lokalnej kultury przekłada się na brak prawdziwego zaangażowania? Może zawodnik, który nie potrafi porozumieć się z kitmanem czy fizjoterapeutą, nie jest w stanie w pełni wykorzystać swojego potencjału?
„Gdy obcokrajowcy nie uczą się języka, tracą połowę tego, co mogliby zaoferować drużynie. Komunikacja to podstawa nowoczesnego futbolu” – Karol Miszta, ekspert Sport1.pl
Konkretne rozwiązania zamiast pustych deklaracji
Rozwiązanie nie jest skomplikowane. Wystarczy wprowadzić do kontraktów klauzulę o obowiązkowych kursach języka polskiego. Nie musi to być poziom Adama Mickiewicza, ale podstawy komunikacji – tak, żeby trener potrafił przeprowadzić prostą konferencję prasową, a zawodnik udzielić wywiadu.
Niektóre kluby już to robią. Lechia Gdańsk czy Pogoń Szczecin mają w kontraktach zapisy o nauce języka. To pokazuje, że da się to zrobić, jeśli jest wola. Problem w tym, że większość klubów woli oszczędzać na tłumaczach niż inwestować w kulturę organizacyjną.
Nie chodzi o zamykanie się na świat czy ksenofobię. Chodzi o wzajemny szacunek. My szanujemy ich umiejętności i płacimy za nie dobre pieniądze. Oni niech szanują naszą kulturę i język na tyle, żeby poświęcić kilka godzin tygodniowo na naukę podstaw.
Może czas przestać udawać, że język to tylko słowa. To symbol szacunku, zaangażowania i prawdziwej chęci bycia częścią polskiego futbolu. Jeśli obcokrajowcy traktują nas tylko jak przystanek w karierze, nie dziwmy się, że nasze kluby też traktowane są jak przystanek w europejskich pucharach. Szacunek musi być wzajemny – albo wcale go nie ma.
