Paweł Dawidowicz wraca do gry transferowej – tym razem na najbardziej zaskakujący dotąd kierunek. Po fiasku przygody arabskiej polski stoper trafił na stół decydentów Flamengo, jednego z najpotężniejszych klubów Ameryki Południowej. Brazylijski gigant rozważa nietypowy ruch, który może zmienić perspektywy 30-latka.

W skrócie:
- Agent Luiz Claudio Nunes zaoferował Dawidowicza Flamengo po katastrofie saudyjskiej
- Polski stoper ma kosztować 1,2 mln euro rocznie – Flamengo płaci swoim gwiazdom znacznie więcej
- Filipe Luis szuka defensora na prawą stronę pod Klubowe Mistrzostwa Świata
Arabski błąd, brazylijska nadzieja
Sierpniowy koszmar w Al-Hazem zamknął się w dwudziestu jeden dniach. Dawidowicz, który przez siedem sezonów był filarem defensywy Hellasu Verona we włoskiej Serie A, podpisał kontrakt w Arabii Saudyjskiej i już po miesiącu go rozwiązał. Powód? „Klub składał pewne obietnice mojej rodzinie, ale nie wyszło dobrze, więc zostawiłem pieniądze i wróciliśmy do Polski” – ujawnił sam zawodnik w rozmowie z CalcioHellas. Ciężarna żona, małe dziecko i niespełnione zapewnienia ze strony beniaminka Saudi Pro League skończyły się najkrótszym rozdziałem w karierze obrońcy reprezentacji Polski. Od września Dawidowicz pozostaje bez pracodawcy, trenując indywidualnie i czekając na odpowiednią ofertę.
Teraz jego kariera może przybrać zupełnie nieoczekiwany obrót. Agent Luiz Claudio Nunes, odpowiedzialny za reprezentowanie Polaka na rynku Ameryki Południowej, nawiązał kontakt z zarządem Flamengo. Brazylijski kolos otrzymał konkretne liczby: wymagania finansowe na poziomie 1,2 miliona euro rocznie, czyli około 7,4 miliona reali, co przekłada się na miesięczne zarobki rzędu 620 tysięcy reali. Dla klubu, którego podstawowi zawodnicy zarabiają zdecydowanie więcej, to kwota, która nie stanowi problemu budżetowego.
Filipe Luis i pragmatyzm transferowy
Decyzja o ewentualnym zainteresowaniu Dawidowiczem nie jest przypadkowa. Filipe Luis, były lewy obrońca Atletico Madryt i Chelsea, który jesienią 2024 roku objął pierwszą drużynę Flamengo po zaledwie kilku miesiącach pracy z młodzieżą, jasno określił priorytety. „Dopóki tutaj jestem, Campeonato Brasileiro zawsze będzie absolutnym priorytetem” – deklarował niedawno szkoleniowiec. Jednak wzmocnienie defensywy stało się równie palącą kwestią. Flamengo pod wodzą 39-letniego trenera osiągnęło niezwykłą passę – po 32 meczach bilans to 23 zwycięstwa, siedem remisów i zaledwie dwie porażki, co daje wskaźnik skuteczności na poziomie 79,17 procent. To dokładnie tyle samo, ile miał legendarny Jorge Jesus w swoim najlepszym okresie w Rio.
Problem tkwi jednak w strukturze kadry defensywnej. Duet Leo Pereira – Leo Ortiz dominuje w statystykach, ale brakuje głębi składu na prawej stronie obrony. Leo Ortiz, który przyszedł do Flamengo za 7 milionów euro z Bragantino, stał się najdroższym stoperem w historii klubu, wyprzedzając Leo Pereirę i legendarnego Carlosa Gamarrę. Według rankingu CIES Football Observatory z października 2025 roku obaj znaleźli się w ścisłej czołówce obrońców na świecie – Leo Pereira na 8. miejscu z notą 94,5, a Leo Ortiz tuż za nim z wynikiem 94,4. Problem pojawia się, gdy jeden z nich wypada z gry. Danilo i João Victor to rozwiązania rezerwowe, ale Filipe Luis szuka zawodnika z doświadczeniem europejskim, który może wejść do rotacji bez obniżenia poziomu.
Polska obecność w Brazylii – rzadkość czy trend?
Transfer Dawidowicza byłby ewenementem. Polscy piłkarze niezwykle rzadko trafiają do brazylijskich lig – większość kieruje kroki do Europy Zachodniej, Stanów Zjednoczonych lub ostatnio do krajów arabskich. Sam trener Flamengo, Filipe Luis, ma polskie korzenie – jego pradziadek przybył z Kalisza do Massaranduby w stanie Santa Catarina w 1886 roku. To ciekawa anegdota, ale z pewnością nie wpływa na decyzje kadrowe szkoleniowca, który kieruje się przede wszystkim twardymi danymi i analizami wideo.
Dawidowicz ma za sobą niemal 140 występów w Serie A, co czyni go zawodnikiem z solidnym doświadczeniem na najwyższym europejskim poziomie. W poprzednim sezonie rozegrał 26 meczów dla Hellasu Verona, zanim zdecydował się nie przedłużać wygasającego kontraktu. Mimo 30 lat na karku reprezentant Polski nadal jest uważany za gracza, który może wnieść wartość do defensywy. Jego silną stroną jest gra w powietrzu, czytanie sytuacji oraz doświadczenie w radzeniu sobie z szybkimi napastnikami – wszystko to cechy, które Flamengo ceni w kontekście nadchodzących wyzwań, w tym Klubowych Mistrzostw Świata.
Co dalej? Flamengo nie spieszy się z decyzją
Choć informacja o zainteresowaniu wyciekła do brazylijskich mediów, zarząd Flamengo nie potwierdził oficjalnie żadnych rozmów. Klub prowadzi szczegółowe analizy: od kondycji fizycznej, przez dane z ostatnich sezonów, po sprawdzenie, jak Dawidowicz radził sobie w najbardziej wymagających momentach meczów. RTI Esporte podaje, że obrońca jest rozpatrywany jako „okazja rynkowa” – wolny agent o rozsądnych oczekiwaniach finansowych, który nie wymaga opłaty transferowej. To idealny profil dla klubu, który niedawno zainwestował niemal 300 milionów reali w letnie transfery i teraz stara się zarządzać budżetem z większą ostrożnością.
Dla Dawidowicza oferta z Rio de Janeiro mogłaby być szansą na sportową rehabilitację po nieudanej eskapadzie na Bliski Wschód. Pytanie brzmi, czy po arabskim koszmarze zdecyduje się na kolejną egzotyczną przygodę – tym razem w kraju, gdzie futbol żyje w każdym zaułku, a oczekiwania kibiców są porównywalne z presją największych europejskich aren. Jeśli transfer dojdzie do skutku, Dawidowicz zmierzy się nie tylko z brazylijskimi napastnikami, ale także z wymaganiami trenera, który sam był jednym z najlepszych obrońców swojego pokolenia.

