Cracovia jest coraz bliżej granicy pojemności swojego stadionu, ale rozbudowa w miejscu tak newralgicznym jak Błonia–Wawel to droga przez formalności i kompromisy estetyczne. Prezes Mateusz Dróżdż przyznaje, że przy długotrwałej frekwencji rzędu 13,5 tys. temat „powiększenia” wróci na biurko, lecz decyzję blokują korytarze widokowe i konserwatorskie rygory. Przeprowadzka? Na dziś – nierealna, choć klub widzi, że obiekt robi się za mały dla aktualnych ambicji.

W skrócie:
- Rozbudowa na Błoniach ograniczona ochroną panoramy Wawelu; przeprowadzka obecnie wykluczona.
- Realne ścieżki „bez podnoszenia kubatury”: kopanie w dół, reprofilacja sektorów, elastyczne strefy stojące.
- Próg decyzji: utrzymanie >85–90% obłożenia przez 1–2 sezony; ekonomicznie kluczowy jest miks: modernizacja + przychody okołomeczowe.
Co faktycznie blokuje rozbudowę przy Kałuży
Prezes nie owijał w bawełnę. Jak podkreślił, dojście do stabilnej frekwencji na poziomie 13,5 tys. postawi sprawę ostro: „Ciężko nam będzie utrzymać frekwencję 13 500, ale gdybyśmy mieli taką sytuację przez rok, przez dwa, to na pewno trzeba będzie się zająć rozbudową stadionu”. Problem? Oś widokowa Błonia–Wawel i konserwatorskie ograniczenia wysokości, które chronią panoramę wpisaną na listę światowego dziedzictwa.
To nie jest prosty „zakaz budowy” – to system filtrów. W praktyce każda ingerencja w bryłę wymaga układanki: zgodności z miejscowym planem (lub decyzją o warunkach zabudowy), opinii miejskiego konserwatora, uzgodnień z wojewódzką konserwacją i spójności z wytycznymi ochrony krajobrazu kulturowego. Kluczową rolę odgrywają korytarze widokowe, w których liczy się realna wysokość przesłaniania, a nie tylko liczba nowych miejsc. Taka ścieżka administracyjna – od koncepcji po decyzje – realnie zajmuje 18–24 miesiące, zanim w ogóle wbije się pierwszą łopatę.
W dodatku asymetryczne powiększenie – z jedną trybuną „dwa razy wyższą” – zniszczyłoby logikę bryły. Dróżdż mówi o tym wprost, oceniając szanse na zgodę „na zasłonięcie” jako małe: „Jeśli stadion jest podzielony na cztery trybuny, a jedna z nich byłaby dwa razy większa, obiekt wyglądałby absurdalnie”. Dlatego warto odwrócić myślenie: zamiast dobudowywać „w górę”, można zwiększać pojemność „w dół” i „do środka”.
Nowe elementy techniczne, które omijają pułap wysokości:
- Kopanie w dół: obniżenie płyty boiska o 1–1,5 metra i dołożenie 3–5 rzędów w dolnych sektorach. To rozwiązanie stosowane na rynkach o zbliżonych ograniczeniach krajobrazowych, bo nie zmienia linii dachu ani horyzontu.
- Reprofilacja stopni i wymiana siedzisk na bardziej kompaktowe: potrafi dodać 5–8% miejsc bez zmiany kubatury, przy jednoczesnej poprawie komfortu i bezpieczeństwa.
- Elastyczne strefy „rail seating”: w dni meczowe zachowują status miejsc siedzących, ale konstrukcja pozwala na bezpieczne kibicowanie na stojąco w wybranych sektorach. Wymaga to precyzyjnej zgody regulatora i operatora ligi, ale z punktu widzenia prawa budowlanego i bezpieczeństwa bywa akceptowane w Europie.
Te trzy narzędzia razem mogą dostarczyć kilkunastu procent dodatkowej pojemności bez ingerencji w wysokość obiektu – i bez konfliktu z ochroną panoramy.
Ile naprawdę brakuje miejsc i kiedy podjąć decyzję
To, że Cracovia operuje dziś przy widowni około 13,5 tys., oznacza obłożenie bliskie 90% przy pojemności rzędu 15 tys. Przy takich parametrach zarządcy stadionów na dojrzałych rynkach uznają, że „popyt zaczął dusić podaż”: rośnie trudność w dystrybucji biletów, spada elastyczność cenowa, wyczerpują się proste rezerwy przychodu.
Branżowe progi decyzji są dosyć klarowne:
- jeśli średnie obłożenie >85% utrzymuje się przez 12–18 miesięcy, przygotowuje się koncepcję powiększenia;
- powyżej 90% przez dwa pełne sezony zwykle zapala „zielone światło” dla inwestycji, bo ryzyko niewypełnienia dodatkowych miejsc spada.
Co istotne, najpierw warto „zbudować” +10–15% pojemności metodami „niskoinwazyjnymi” (reprofilacja, strefy elastyczne, drobne przesunięcia linii ogrodzeń i klatek schodowych), a dopiero potem sięgać po roboty ziemne (obniżenie płyty). Taki sekwencyjny model skraca przerwy w użytkowaniu i rozkłada CAPEX na etapy, które łatwiej spiąć finansowo.
Scenariusz tymczasowej przeprowadzki – np. na obiekt rywala z miasta – brzmi medialnie, ale piłkarsko jest kłopotliwy. Radykalnie podbija koszty operacyjne i ryzyko wizerunkowe; nieprzypadkowo prezes tonuje nastroje: „W Cracovii byłby to poważny temat, ponieważ kibice są bardzo przywiązani do obecnego stadionu (…) Na dzień dzisiejszy jest to nierealna opcja”. W praktyce oznacza to wybór takiej technologii i etapowania, by grać u siebie przez cały cykl przebudowy – nawet kosztem dłuższego harmonogramu. Warto dodać, że w omawianym wywiadzie wątek stadionu startuje w 24:05 – to tam padają sygnały, które klub może przekuć na harmonogram decyzyjny.
Pieniądze i modele finansowania: jakie rachunki się spina
Stadion przy Kałuży to majątek miejski – a to narzuca inny układ finansowania niż w przypadku w pełni prywatnych obiektów. Na polskim rynku koszt „nowego miejsca” w ostatnich latach bywał bardzo zróżnicowany: w pełnych budowach wahał się zwykle w przedziale ok. 12–20 tys. zł za fotel, podczas gdy modernizacje (bez zasadniczej zmiany bryły) spinały się nawet w 6–10 tys. zł za miejsce. Dla Cracovii oznacza to, że „miękkie” dodanie 1,5–2,5 tys. miejsc metodami opisanymi wyżej może być – w relacji koszt/przychód – znacznie efektywniejsze niż spór o dodatkowe metry wysokości.
Źródła finansowania, które realnie da się połączyć:
- wkład miejski w część stricte infrastrukturalną (bezpieczeństwo, dojścia, węzły sanitarne), co zwiększa wartość majątku komunalnego;
- udział klubu w funkcjach komercyjnych (loże, skyboxy, premium seats, klub biznesu), które generują marżę niezależnie od wyniku sportowego;
- naming rights w wymiarze hybrydowym: nie tyle zmiana nazwy obiektu, ile długoterminowy pakiet praw do nazw stref (trybuny, sale konferencyjne, strefa rodzin, kampus treningowy), co rozkłada ryzyko i buduje kilka niezależnych strumieni przychodu;
- obligacje klubowe lub społecznościowe plasowane wśród kibiców i lokalnego biznesu na potrzeby etapów o niskim ryzyku technicznym (reprofilacja, wymiana siedzisk, modernizacja kiosków i sanitariatów).
Aby inwestycja „zjadła się sama”, nie wystarczy dodać miejsc – trzeba wydłużyć czas pobytu kibica i podnieść przychód na głowę. Najszybsze zwroty dają:
- gęstsza sieć punktów F&B w strefach o najwyższym przepływie,
- mikrostrefy rodzinne i młodzieżowe z dedykowanym asortymentem,
- modernizacja ciągów komunikacyjnych, która skraca kolejki i realnie podnosi konwersję sprzedaży w przerwach.
W takim modelu rozbudowa staje się mniej dyskusją o „wysokości trybuny”, a bardziej o precyzyjnej inżynierii przepływów ludzi i pieniędzy – spójnej z ograniczeniami krajobrazowymi i oczekiwaniami kibiców.
Źródło: Youtube Tomasz Ćwiąkała/ własne

