Mateu Alemany, świeżo upieczony dyrektor sportowy Atletico Madryt, nie traci czasu. Jego pierwszym transferowym celem w nowej roli jest Andreas Christensen – obrońca, którego sam ściągnął do Barcelony jako wolnego zawodnika zaledwie trzy lata temu. Teraz Duńczyk znajduje się w sytuacji kontraktowej, która może uczynić z niego transferowy skarb za darmo.

W skrócie:
- Alemany, który rozpoczął pracę w Atletico 7 października, ma na celowniku Christensena jako pierwszego transferu – wolny agent w czerwcu 2026
- Barcelona nie zaoferowała jeszcze Duńczykowi nowego kontraktu pomimo jego deklaracji o chęci pozostania w klubie
- Atletico wydało latem 2025 ponad 155 milionów euro na wzmocnienia, ale wciąż szuka stabilizacji w defensywie
Powrót do korzeni z niespodziewaną kartą w talii
Mateu Alemany przejął stery w Atletico Madryt zaledwie dwa dni temu, a już media sportowe huczą od plotek o jego pierwszych ruchach na rynku transferowym. Balearczyk, który w Barcelonie zasłynął z umiejętności zamykania korzystnych transferów wolnych zawodników – takich jak właśnie Christensen, Gündogan czy Kessié – teraz zamierza wykorzystać tę samą metodę przeciwko swoim byłym pracodawcom. To niemal ironiczne, że pierwszym celem 62-letniego dyrektora ma być zawodnik, którego sam ściągnął z Chelsea w 2022 roku.
Christensen przybył wówczas na Camp Nou jako jeden z najlepszych młodych obrońców Premier League, ze zdobytym już Pucharem Mistrzów na koncie. Barcelona nie zapłaciła ani centa za transfer, ale zagwarantowała mu czteroletnią umowę do czerwca 2026 z pensją sięgającą 9 milionów euro brutto rocznie. Dziś, niespełna rok przed wygaśnięciem kontraktu, sytuacja Duńczyka na Camp Nou jest daleka od komfortowej.
Deco, obecny dyrektor sportowy Barcelony, przyznał niedawno w rozmowie z Mundo Deportivo: „Bierzemy Andreasa krok po kroku. Miał spektakularny pierwszy rok. Potem kontuzje mocno mu zaszkodziły. Zobaczymy, jak poradzi sobie w tym sezonie i wtedy porozmawiamy. To świetny zawodnik, ale nie musimy przedłużać umów wszystkim zawodnikom już w październiku”. Te słowa brzmią jako dyplomatyczne przygotowanie gruntu pod rozstanie.
Kontuzje Christensena, które zmieniły wszystko
Sezon 2024/25 okazał się dla Christensena koszmarem zdrowotnym. Zagrał zaledwie 26 minut w inauguracyjnym meczu przeciwko Valencii, po czym doznał poważnej kontuzji ścięgna Achillesa, która wykluczyła go z gry na ponad osiem miesięcy. W listopadzie 2024 przeszedł drobny zabieg chirurgiczny, który według niego miał przyspieszyć powrót do zdrowia. „Zaczynam widzieć światło w tunelu. Przeszliśmy małą, mini operację. Jest tak niewielka, że można ją uznać za czyszczenie. Nic, co wpłynęłoby na mój harmonogram. Wręcz przeciwnie – powinno pójść trochę szybciej” – mówił wówczas dla Barca One.
Rzeczywistość okazała się brutalna. Christensen wrócił dopiero 30 kwietnia 2025, po 256 dniach nieobecności, wchodząc na ostatnie minuty meczu Ligi Mistrzów z Interem Mediolan. Zanim zdążył odbudować formę, w treningu przed starciem z Realem Sociedad w marcu znów doznał urazu – tym razem mięśnia płaszczkowatego w prawej nodze. Dodatkowe trzy tygodnie przerwy. W sumie w całym sezonie rozegrał mniej niż pół godziny, co drastycznie obniżyło jego wartość rynkową z około 40 milionów euro w 2022 roku do obecnych 12 milionów euro według Transfermarkt.
Alemany wie, jak budować zespoły z wolnych transferów
Niemniej dla Mateu Alemany’ego historia kontuzji to nie przeszkoda, lecz okazja. Balearczyk w czasie pracy dla Barcelony (2021-2023) specjalizował się właśnie w pozyskiwaniu doświadczonych zawodników bez opłaty transferowej, którzy następnie stawali się filarami drużyny. Jego metoda była prosta: minimalizować wydatki, maksymalizować jakość. Christensen, Aubameyang, Kessié, Gündogan – wszyscy przybyli za darmo i wszyscy odegrali istotną rolę w sukcesach Dumy Katalonii, która pod wodzą Alemany’ego zdobyła mistrzostwo Hiszpanii w sezonie 2022/23.
Teraz w Atletico Madryt Alemany stoi przed podobnym wyzwaniem. Los Rojiblancos wprawdzie wydali latem 2025 ponad 155 milionów euro na transfery – sprowadzając między innymi Alexa Baenę za 30 milionów, Thiaga Almadę za 25 milionów czy Davida Hancko za 26 milionów – ale defensywa wciąż budzi wątpliwości. Odejścia Axela Witsela, Cesara Azpilicuety i Reinildo w czerwcu 2025 otworzyły lukę doświadczenia w sercu obrony. Clement Lenglet wrócił na zasadzie transferu definitywnego, ale to wciąż za mało dla ambicji Diego Simeone, który chce realnie rywalizować z Barceloną i Realem Madryt o mistrzostwo.
Christensen, mimo problemów zdrowotnych, wciąż posiada klasę europejskiego poziomu. Ma 29 lat, zna La Ligę, ma za sobą triumf w Lidze Mistrzów z Chelsea i ponad 50 występów w reprezentacji Danii. Dla Atletico byłby idealnym wzmocnieniem – doświadczonym, wszechstronnym (gra także jako defensywny pomocnik) i dostępnym bez żadnej opłaty transferowej. To dokładnie typ operacji, którą Alemany kocha najbardziej.
Barcelona rozdarowana, Christensen chce zostać
Paradoksalnie, sam zawodnik wielokrotnie podkreślał, że chce pozostać w Barcelonie. W sierpniu 2025 mówił w wywiadzie, że jego planem jest kontynuowanie kariery w barwach Blaugrany. Jednak rzeczywistość finansowa i sportowa klubu przemawia przeciwko niemu. Barcelona planuje latem 2026 wzmocnić defensywę nowym, lewonożnym środkowym obrońcą – na celowniku znajdują się Nico Schlotterbeck z Borussii Dortmund czy Goncalo Inacio ze Sportingu Lizbona. Christensen, jako prawy centralny defensor z wysokim wynagrodzeniem (9 milionów euro brutto rocznie), może po prostu nie pasować do nowej wizji Hansiego Flicka.
Co więcej, Barcelona już w czerwcu 2025 podobno poinformowała Duńczyka, że nie planuje przedłużenia kontraktu, według doniesień AS. Choć klub wycofał się z oficjalnego potwierdzenia tych rewelacji, cisza wokół rozmów kontraktowych mówi sama za siebie. Jeśli Barcelona nie zaproponuje nowej umowy do końca sezonu, Christensen będzie mógł od stycznia 2026 legalnie negocjować z innymi klubami i odejść latem jako wolny agent.
To scenariusz, którego Duma Katalonii chce uniknąć. Już raz straciła tak wartościowego zawodnika za darmo – Christiansena właśnie, gdy przychodził z Chelsea. Teraz role mogą się odwrócić, a beneficjentem będzie Atletico Madryt, prowadzone przez człowieka, który ten mechanizm zna lepiej niż ktokolwiek inny.

