Kibice piłkarscy przyzwyczaili się do tego, że w ich ukochanym sporcie pieniądze ogrywają coraz większą rolę. Rekordowe transfery w Arabii Saudyjskiej, kontrakty piłkarzy na niebotyczne sumy i miliardowe inwestycje w stadiony to jedno, ale gdy okazuje się, że FIFA proponuje najtańszy bilet na finał MŚ 2026 za kwotę 7355 PLN, zaczyna się robić nieciekawie. Czy rzeczywiście futbol to już sport tylko dla najbogatszych?

„Dynamiczne ceny”, czyli sprawdzamy, ile od was wyciągniemy
To opinia, do której skłonił mnie tekst redakcyjnego kolegi: Bilet na mundial cenniejszy niż złoto. Temat niby prosty, ale – według mnie – ciągle niewyczerpany.
Oficjalny komunikat federacji mówił o „dynamicznym cenniku”, co w korporacyjnej nowomowie miało brzmieć innowacyjnie. Wydaje się, że to jedynie zasłona dymna dla brutalnie prostego mechanizmu rynkowego: „sprawdźmy, gdzie leży granica bólu finansowego kibica”. To nie jest już działanie organizacji sportowej, a podręcznikowy przykład strategii korporacji, dla której kibic jest jedynie „klientem”, a jego lojalność – „zasobem” do pełnej monetyzacji.
Jeżeli są ludzie, którzy zapłacą za limitowany kolor telefonu 100 razy więcej, niż za normalny model, chociaż niczym innym się nie różni, to czemu nie, prawda?
Oglądanie MŚ 2026 = droga zabawa
Cennik, który przedstawiła FIFA, mówi sam za siebie. Nie ma tu miejsca na romantyzm, jest tylko czysta, bezwzględna kalkulacja.
- Kategoria IV (teoretycznie „najtańsza”): 2030 $ (~7355 zł)
- Kategoria III: 2790 $ (~10 100 zł)
- Kategoria II: 4210 $ (~15 250 zł)
- Kategoria I: 6730 $ (~24 370 zł)
Liczby te, szczególnie po przeliczeniu na złotówki, przestają być ceną biletu, a stają się barierą nie do pokonania. Pomysł, by na taki mecz wybrać się z dzieckiem, zakrawa na finansową fantastykę. Trzyosobowa rodzina, chcąc zająć najtańsze miejsca, musiałaby przygotować ponad 22 000 złotych na same wejściówki.
FIFA nie uznaje sentymentów – nie ma ulg dla najmłodszych, nie ma taryfy specjalnej dla weteranów kibicowania. Logika jest prosta: każde krzesełko ma swoją maksymalną cenę, a emocje nie podlegają rabatom.
Polaka nie stać, a Amerykanina tak?
Argument, że ceny są skrojone pod amerykańskiego gospodarza, również nie wytrzymuje krytyki. Nawet dla Amerykanina, przyzwyczajonego do innych realiów finansowych, wydatek kilku tysięcy dolarów na jedno popołudnie to ogromne obciążenie. To pokazuje, że oferta FIFA nie jest skierowana do zwykłych kibiców – ani z Polski, ani z USA – ale tylko dla „wyższych sfer”.
I tu dochodzimy do sedna refleksji. Stadion, który powinien być esencją piłkarskiego święta – miejscem, gdzie spotykają się ludzie z różnych klas społecznych, zjednoczeni wspólną pasją – zostanie zamieniony w ekskluzywną lożę biznesową. Zamiast chóralnego dopingu usłyszymy grzeczne oklaski, a zamiast morza barw narodowych zobaczymy pokaz mody znanych marek. Prawdziwe, żywe kibicowanie zostanie wypchnięte do pubów i stref kibica. Tam, przed telebimami, będą biły serca futbolu. Na stadionie będzie odbywać się już tylko biznes.

FIFA znów ogłosi sukces. Kibic zostanie przed TV
FIFA z pewnością odtrąbi rekordowe zyski i ogłosi organizacyjny sukces. Ale gdy ostatni gość korporacyjny opuści swoje miejsce na trybunie, a światła stadionu zgasną, warto będzie zadać sobie pytanie: czy to, co właśnie obejrzeliśmy, to wciąż był ten sam sport, który pokochaliśmy na podwórkach? I czy w pogoni za zyskiem nie sprzedaliśmy czegoś, czego nie da się już odkupić – duszy futbolu?
Oczywiście, mało kto bierze pod uwagę, że Polska w ogóle miałaby zagrać w finale MŚ 2026. Ba, obecnie trudno nawet sobie wyobrazić, by miała polecieć na mundial. Gdyby jednak tak się stało, czy zdecydowalibyście się wydać ogromne pieniądze na wejściówki, by zobaczyć piłkarzy na żywo?


