Reprezentacja Polski do lat 21 poniosła sromotną klęskę w swoim drugim meczu na młodzieżowych mistrzostwach Europy. Podopieczni Adama Majewskiego zostali kompletnie zdominowani przez rówieśników z Portugalii, przegrywając aż 0:5. Taki wynik oznacza brutalną weryfikację i niestety koniec marzeń o wyjściu z grupy, na długo przed ostatnim gwizdkiem turnieju.

W skrócie:
- Polska kadra U21 przegrała z Portugalią 0:5, co eliminuje ją z dalszej rywalizacji w mistrzostwach Europy.
- Absolutnymi gwiazdami spotkania byli Portugalczycy Geovany Quenda (dwa gole, jedna asysta) i Roger Fernandes (dwie asysty), którzy rozebrali polską obronę na czynniki pierwsze.
- Biało-czerwonym pozostał już tylko jeden, symboliczny mecz „o honor” przeciwko reprezentacji Francji.
Miało być jak nigdy, wyszło jak zawsze? Polacy zderzyli się ze ścianą
Nadzieje były, bo być musiały. Nasi młodzi piłkarze, świadomi klasy rywala, nie zamierzali jednak parkować autobusu we własnym polu karnym. Wręcz przeciwnie, to oni jako pierwsi postraszyli Portugalczyków. Już w piątej minucie Filip Szymczak był o włos od otwarcia wyniku, ale jego strzał minimalnie minął słupek. I na tym, niestety, dobre wieści się skończyły. To było jak włożenie kija w mrowisko. Podrażnieni Portugalczycy przejęli inicjatywę, zabierając naszym zawodnikom piłkę i zmuszając ich do biegania.
Początkowo nasza defensywa, dowodzona z bramki przez Kacpra Tobiasza, jakoś sobie radziła. Ale to była tylko cisza przed burzą. W 16. minucie portugalska maszyna ruszyła. Błyskawiczna kontra, precyzyjne podanie od Rogera Fernandesa i Geovany Quenda z bliska pakuje piłkę do siatki. 1:0. Polacy próbowali odpowiedzieć, i to w jakim stylu! Najpierw Mateusz Fornalczyk złożył się do efektownych „nożyc”, a po chwili w podobny sposób, „przewrotką”, uderzał Kacper Kozłowski. Efektownie, owszem, ale niestety kompletnie nieskutecznie – w obu przypadkach piłka poszybowała wysoko nad bramką. Co z tego, że ładnie, skoro bez zagrożenia?
Różnica klas, która kłuła w oczy
Portugalczycy nie mieli takich problemów. Szczególnie duet Fernandes-Quenda, który bawił się z naszą obroną jak z dziećmi. W 24. minucie znowu ta sama dwójka – dogranie Fernandesa, Quenda wymanewrował naszych stoperów i bezlitośnie podwyższył na 2:0. Chwilę później pokazał, że potrafi też asystować, wykładając piłkę Henrique Araujo, który dołożył trzecie trafienie. Gdyby nie kilka interwencji Kacpra Tobiasza, który dwoił się i troił, już do przerwy moglibyśmy przegrywać jeszcze wyżej. Niestety, nawet on był bezradny, gdy tuż przed gwizdkiem na przerwę Paulo Bernardo huknął na 4:0. To był nokaut.
Druga połowa? Cóż, nasi chłopcy próbowali. Zaczęli odważnie, starali się atakować, ale ich akcje były chaotyczne i łatwe do zatrzymania. Portugalczycy grali na luzie, czekając na swoje okazje. Jedna z nich nadeszła po godzinie gry. Znów dynamiczna kontra, znów błędy w ustawieniu naszej defensywy i Rodrigo Gomes ustalił wynik meczu na 5:0. Ostatnie pół godziny to już był obrazek pełnej rezygnacji i bezradności Polaków. Rywale z Półwyspu Iberyjskiego kontrolowali grę, wymieniając podania z taką swobodą, że jeszcze mocniej podkreślali różnicę klas dzielącą oba zespoły. Ten wynik to dosadny i bolesny komunikat. Teraz przed nami już tylko legendarny mecz „o honor” z Francją i możemy pakować walizki.